Na prawo czy na lewo?

Ostatnio ktoś dostał się na mój blog wpisując w wyszukiwarkę hasło „rozjechała kota” (nie mam z tym nic wspólnego!), jednak był to jakiś dziwny wyjątek zaraz po dawnym „powykręcane nogi u świnki morskiej” (mają ludzie wyobraźnię…). Bardzo dużo wejść mam natomiast z haseł związanych ze studiami prawniczymi. Jako że ten etap mam już za sobą, w dużym skrócie opowiem, jak ta piękna prawnicza rzeczywistość wygląda naprawdę.

1. Studia

Część osób wybiera ten kierunek, bo chce, część natomiast (i tu wersja dla masochistów, których nie interesuje własne szczęście) ze względu na presję otoczenia czy naciski rodziców – bo elitarnie. Gówno prawda! To studia jak każde inne i nie stajesz się po nich kimś lepszym. Nie dają Ci żadnych specjalnych przywilejów, równie dobrze możesz po uzyskaniu tytułu magistra prawa wylądować na kasie w markecie albo na budowie (choć nie uważam, żeby to były gorsze zajęcia). Otrzymujesz jedynie wiedzę teoretyczną o poziomie zależnym wyłącznie od Ciebie i Twoich umiejętności przyswajania wiedzy. Bo każdy egzamin da się zdać (prędzej czy później). Prawo jest trudne jedynie dla tych, których temat nie interesuje. A jak nie interesuje, to po co się męczyć przez minimum pięć lat?

A! I najważniejsze – studia prawnicze zasadniczo nie polegają na uczeniu się kodeksów na pamięć. Nie wiem, kto ludziom takich bzdur naopowiadał… W każdym razie uczcie się logiki, wnioskowania i interpretowania, bo w nagłym przypadku, przy braku dostatecznej wiedzy, ale zastosowaniu logicznego i kreatywnego myślenia, wybrniecie z każdej sytuacji. Przynajmniej chwilowo – a potem dyskretnie uzupełnicie braki.

.

2. Praktyka

Obecnie coraz młodsi już zaczynają praktykę w kancelariach. Aktualnie pod opieką mam kilkoro studentów drugiego i trzeciego roku prawa, podczas gdy „za moich czasów” na trzecim roku mało kto angażował się w poznawanie prawa w sposób praktyczny. Obowiązkowe praktyki mieliśmy po czwartym roku i w zasadzie dopiero wtedy wielu poznało, jak wygląda praca w kancelarii. Wielu natomiast nie poznało w ogóle, bo wybrali sądy lub prokuratury. Z tego, co słyszę, teraz zaczyna się powoli już presja pod tytułem „A ty masz już jakąś kancelarię na praktyki?” Jeden nakręca drugiego i tworzy się niepotrzebny wyścig szczurów. A przecież praktyka nie ucieknie, zawsze znajdzie się jakaś kancelaria poszukująca darmowej siły roboczej. Darmowej, bo żeby startować wyżej, trzeba już się w czymś orientować, coś sobą reprezentować i mieć jakiś etap za sobą.

Z praktyką dość słabo radzą sobie tzw. „kujony”, co to płaczą, że z egzaminu mają 4,5 zamiast piątki. Zaślepieni bowiem nauką i niepohamowaną chęcią bycia zawsze na pierwszym miejscu, tracą kontakt i z rzeczywistością, i z umiejętnością logicznego myślenia. W sytuacji, gdzie trzeba zastosować nieszablonowe rozwiązanie, porównać coś bądź zinterpretować jakiś przepis, zwyczajnie się wykładają, bo na pewne rzeczy nie ma gotowych recept z instrukcją obsługi do odhaczania kolejnych punktów.

Kiedyś, będąc na stażu miałam za zadanie nauczyć świeżo upieczoną aplikantkę adwokacką (!) pisania pism procesowych. Chodziło o to, żeby mniej więcej jej wytłumaczyć jak ma napisać pewne rzeczy. Jeśli pisma były krótkie, takie na kilka zdań, dyktowałam jej z głowy, gdy miałam więcej czasu. Niestety, dopóki nie dostała gotowego wzoru na kartce, który mogła przekopiować, nie była w stanie sprostać zadaniu. Pismo z jednym zdaniem tworzyła przez godzinę, bo akurat wzór się gdzieś zapodział. Cóż, nie wszyscy powinni być radcami czy adwokatami, choć niestety wiele takich osób nimi zostanie… Później takie totalnie nieprzydatne osoby się dziwią, że pracują za darmo. Tylko kto normalny im zapłaci za ich partaninę i konieczność ciągłego kontrolowania pracy?

Ostatecznie jestem w stanie stwierdzić, że umiejętność logicznego i szybkiego myślenia jest ważniejsza niż wiedza książkowa – tę ostatnią jesteśmy w stanie nadrobić w każdym czasie w zależności od bieżących potrzeb, natomiast myśleć się już raczej nie nauczymy.

Swoją pierwszą kancelarię pamiętam jak dziś. Zostałam wrzucona na głęboką wodę od pierwszych minut po wejściu, choć wcześniej nie miałam nawet akt w ręku. Uważam, że to nauczyło mnie dobrego organizowania swojej własnej pracy, szybkiego i rzetelnego ogarniania tematu oraz pisania pod presją. Myślę, że to była dobra szkoła prawniczego życia. Choć krótka, to intensywna i wymagająca ogromnego zaangażowania. Ale o to mi w zasadzie chodziło. Zresztą to, co przychodzi trudno, najlepiej doceniamy. Później było już tylko łatwiej. Kolejne miejsca były całkiem różne, każda kancelaria rządzi się swoimi prawami, dlatego polecam popracować kilka miesięcy przynajmniej w dwóch – dla porównania.

.

3. Po studiach

Powiedzmy sobie jedno: to, że zostałeś prawnikiem, bo masz tytuł magistra, jeszcze nic nie znaczy. Ba! Kompletnie nic nie znaczy poza tym, że zdałeś kilka egzaminów, jak zapewne 70% młodych ludzi w tym kraju. Fakt ukończenia studiów nie stawia cię ponad innymi. Możesz się wykłócać, straszyć sądem i krzyczeć „ja się znam na prawie” czy „ja mam do czynienia z prawem”, ale kogo to obchodzi? Raczej wzbudzi uśmieszki politowania ze strony odbiorców. Zajmij się czymś konkretnym i niech ci się nie wydaje, że wiesz dostatecznie dużo, żeby myśleć o sobie jak o ekspercie. Może babcia z wujkiem będą cię uważać za prawnicze guru, może sąsiadka się przestraszy kilku „mądrych” słów, ale teraz się obudź i weź do roboty. Choć bez odrobiny pokory może lepiej nawet nie zaczynaj – dla dobra swoich przyszłych potencjalnych klientów.

To nie jest tak, że odbierasz dyplom i od razu wszyscy z chęcią będą cię witać na swoim pokładzie. Jeśli masz za sobą już praktykę i jako takie obycie, z pewnością będzie ci łatwiej. Nie licz jednak na to, że jako zwykły prawnik po studiach od razu dostaniesz służbowy samochód, telefon i choćby najniższą krajową do kieszeni. Na to trzeba zasłużyć, wykazać się. Pokazać, że jesteś przydatny i radzisz sobie całkiem nieźle. A nadto, że jesteś gotowy na nowe wyzwania. Ja dostałam konkretną propozycję po dwóch tygodniach, choć zaczęłam od darmowej praktyki. Akurat na pieniądzach mi w tym momencie średnio zależało, bardziej chodziło o to, by móc dalej praktykować i robić to, co kocham, a nie było to łatwe w nowym mieście, gdzie nie znałam prawie żadnych prawników poza moją rodziną. Tak właśnie chciałam. Sprawdziłam się i zostałam. Mam nawet prywatny parking na wyłączność, co w centrum dużego miasta jest ogromnym plusem. Pracuję bez presji, we wspaniałym gronie. Z niczym nie ma problemu. I to wszystko – UWAGA – bez użycia jakichkolwiek znajomości. Owszem, inne propozycje również się pojawiły, w dodatku były naprawdę dobre. Te „rodzinne” również – tylko nie wiem, czy przyjęcie gotowego rozwiązania dało by mi taką satysfakcję, jaką daje mi w tej chwili praca zdobyta wyłącznie dzięki mojemu zaangażowaniu. A zawsze mogę przecież zmienić zdanie i spróbować gdzieś indziej – w końcu „nic nie trwa wiecznie, niebezpiecznie jest wierzyć w to, że coś trwa wiecznie…” /Sidney Polak/

Ale ilu znajdzie się takich nieudaczników, co powiedzą, że bez znajomości się nie da, a za darmo palcem nie kiwną, bo wymagają konkretnych pieniędzy. Tylko – ojej – nikt im nie chce ich dać, bo przecież nie mają doświadczenia. A żeby mieć doświadczenie musieliby wstać z kanapy i od czegoś zacząć. Tak się wtedy tworzy błędne koło, na ich własne życzenie.

Mimo, że ja nie stosuję w pracy ani presji czasu (choć czasem takowa wynika z różnych obiektywnych przyczyn), ani innych nacisków, to nadal wymagam, aby mój podopieczny „ogarniał” i uczył się nowych rzeczy w miarę szybko. A przede wszystkim żeby CHCIAŁ i był zainteresowany tym, co robi oraz wykazywał choć trochę pokory, a także umiał w porę przyznać się do niewiedzy (z takimi, co to wszystkie rozumy pozjadali pracuje się bardzo ciężko i trzeba ich dodatkowo nadzorować, bo przekonani, że wszystko robią idealnie, o nic nie pytają i mogą wiele popsuć). To nam wszystkim zaoszczędzi czasu i nerwów, a praktykanta przygotuje do samodzielnego dynamicznego działania i reagowania na sytuacje, które zawsze mogą się wydarzyć. Preferuję również zasadę współpracy, a nie rywalizacji. Współpracą można osiągnąć znacznie lepsze efekty, a jednocześnie każdy uczy się od drugiej osoby czegoś nowego, co może sam zastosować i przekazać dalej. Przecież chodzi o to, żeby dobrze wykonywać swoją pracę, w wesołej i życzliwej atmosferze. I mieć z tego satysfakcję, a nie wstawać z myślą „k***a, znowu muszę tam iść”. Klienci na pewno też to odczują i docenią.

.

Przyszły studencie:

droga jest długa i momentami trudna.

Ale naprawdę satysfakcjonująca, jeśli się to lubi.

Kancelaria jest tylko jednym z możliwych rozwiązań – poznaj je, porównaj i decyduj z sercem.

Czy jesteś gotowy na takie wyzwanie?

.

Przy okazji pozdrawiam wszystkich praktykujących prawników, z którymi miałam przyjemność kiedykolwiek pracować czy studiować – bardzo się cieszę z Waszych sukcesów, oby tak dalej!  I dziękuję za to, że mam się kim inspirować w tym zawodzie :)