Hrvatska przygoda (5) – Bośnia i Hercegowina

Bośnia i Hercegowina to kraj, do którego nie dotarł ludzik z Google Street View. Nie można podejrzeć jak wyglądają miasta czy drogi. Jedynym źródłem informacji był dla mnie Internet – a dokładniej zdjęcia, filmiki, opisy miejsc. No i informacje od osób, które niedawno tam były.

Plan był taki: Medjugorje i Mostar teraz, a Sarajewo innym razem. Wiadomo, że chciałabym zobaczyć wszystko, ale zarys planu wakacyjnej podroży nie dawał szans na takie szaleństwa.

Jeszcze przed urlopem zaczęłam czytać o Medjugorje (lub jak kto woli: Medziugorje czy Međugorje). Wokół tego „świętego” miejsca narosło mnóstwo kontrowersji. Trafiłam na artykuły, w których ludzie zachwycają się atmosferą tam panującą, ale znalazłam również forum, na którym niektórzy są oburzeni, że w tamtejszych ludziach nie ma pokory, a do tego strumieniami leje się żal, że Matka Boska pozwala na to, co się tam dzieje – bo powinna cośtam. I to jest dopiero klasyczny przykład braku pokory! – nie, niczego nie powinna.

.

[Uwaga. Materiał jest chroniony prawem autorskim]

.

Ogólnie sprawa wygląda tak, że 24 czerwca 1981 roku kilku osobom na wzgórzu w pobliżu Medjugorje po raz pierwszy objawiła się Matka Boska. Objawienia tzw. „widzącym” trwają podobno do dziś i zapewne ten fakt w dużym stopniu przyciąga zaintrygowane tłumy – tajemniczość od zawsze fascynuje, przynajmniej na początku. A może każdy po cichu liczy, że również dozna objawienia, nie wiem. Kościół katolicki nie do końca sobie potrafi z tym zjawiskiem poradzić, od lat wysyła na miejsce swoje komisje celem uporządkowania pewnych kwestii. Można natomiast odnieść wrażenie, że sanktuarium żyje własnym życiem, nieco oderwanym od pewnych reguł. Ale to już nie mnie oceniać.

Jedziemy się przekonać!

W zaplanowanym dniu wyjazd nie doszedł do skutku, bo gdy się rano (naprawdę rano!) obudziłam i usłyszałam szum deszczu a zaraz potem zobaczyłam przez okno pioruny nad Trogirem, postanowiłam ponownie zintegrować się z kołdrą. Poza tym taki dzień oddechu też jest bardzo potrzebny na intensywnym urlopie i choć był przewidziany na później jako odpoczynek przed wyjazdem, nic nie stało na przeszkodzie, żeby zmodyfikować plan. Następnego ranka było nieco lepiej, więc już koniecznie chciałam ruszyć na odkrywanie Bośni i Hercegowiny (B&H) – kraju, który mnie niezwykle intrygował, choć nie miałam pojęcia dlaczego.

Ruszyliśmy z Trogiru na południe, przez Makarską. Deszcz nie przestawał padać – dlatego zdjęcia są brzydkie, szare, nieostre i przemoczone…

Gdy wjechaliśmy na górską drogę (PN Biokovo i okolice), wyraźnie było widać zniszczenia po ostatnich pożarach – całe zbocza wypalone, gdzieniegdzie z drzew zostały tylko czarne kikuty. Przykro było na to patrzeć.

A tutaj jeszcze kiedyś wrócę:

Drogi były puste, czasem tylko mijał nas jakiś samochód. Ale trasa była bardzo atrakcyjna, szkoda tylko że pogoda nie dopisała, bo momentami przejazdy nad przepaściami były dość efektowne – i z pewnością jest to powód do tego, by pojawić się tam ponownie, w zdecydowanie lepszej aurze.

A przejazd tamtędy motocyklem musi być niezwykle ciekawym doświadczeniem… ;)

Przy wjeździe do B&H zostaliśmy poproszeni o wyłączenie samochodowego wideorejestratora. Byłam na to przygotowana, więc nie było zdziwienia. A po przekroczeniu granicy widok mnie naprawdę zachwycił. W jednym momencie rozprysnęły się wszelkie stereotypy. Tak naprawdę jechałam z myślą, że jest to kraj, którego krajobraz może być bardzo skromny i taki trochę powojenny. A to, co faktycznie zobaczyłam, przerosło moje oczekiwania i wyobrażenia… Dlatego muszę tam wrócić!

A tak w ogóle, tylu pięknych starych mercedesów dawno nie widziałam – jeździ tam tego mnóstwo. Łącznie z moim ukochanym modelem, który w dzieciństwie dał mi sporo fajnych wspomnień. Na taki widok buźka uśmiechała się cały czas… :)

Ale wróćmy do tematu…

BOŚNIA I HERCEGOWINA (bośn. i chorw.: Bosna i Hercegovina, serb.: Босна и Херцеговина, Bosna i Hercegovina), również BiH lub Bośnia – państwo federacyjne ze stolicą w Sarajewie położone w południowo-wschodniej Europie, na Półwyspie Bałkańskim.

Jako suwerenne państwo Bośnia i Hercegowina funkcjonuje od marca 1992 roku, kiedy proklamowana została niepodległość Socjalistycznej Republiki Bośni i Hercegowiny, co ostatecznie doprowadziło do rozpadu Jugosławii i było zarazem jedną z przyczyn wybuchu trwającej ponad trzy i pół roku wojny domowej, zakończonej podpisaniem w Dayton układu pokojowego.

Oficjalną walutą jest marka zamienna.

Podział administracyjny Bośni i Hercegowiny ukształtował się pod koniec wojny domowej (trwającej w latach 1992–1995) oraz po jej zakończeniu (od roku 1995 do 2000).

Na mocy Porozumienia waszyngtońskiego, a także Układu w Dayton, Bośnia i Hercegowina składa się z trzech części:

  • Federacji Bośni i Hercegowiny (kolor niebieski)
  • Republiki Serbskiej (kolor czerwony)
  • Dystryktu Brczko (kolor żółty)

Federacja Bośni i Hercegowiny została podzielona na 10 kantonów (serb. кантони, bośn. kantoni, chorw. županije). Kantony podzielone są natomiast na 79 gmin (bośn. općine).

/źródło: Wikipedia/

GPS nam trochę zwariował, dlatego do Medjugorje jechaliśmy za drogowskazami. Wszystko jest świetnie opisane. Problem pojawił się już w samym miasteczku, bo chyba coś przegapiliśmy po drodze. Poza tym ciągle padał deszcz. Wszechobecne nowe okazałe hotele robiły wrażenie, wyglądały jak w najlepszych kurortach. Wszędzie mnóstwo autokarów, również liczne z Polski. Wyznacznikiem właściwego kierunku stały się dla nas stoiska z Maryjami – im większe, tym wydawało się, że jesteśmy bliżej celu. I tak zaczęły się przygody. Nie będę się wdawać w szczegóły, bo to miejsce trzeba sobie przyjechać ocenić zgodnie z własnym odczuciem. Jeżeli ktoś miał tam jakieś głębokie przeżycia duchowe, to zazdroszczę. Mnie to wszystko nie do końca przekonało i chyba niekoniecznie chcę pisać o tym, dlaczego. A teraz, po powrocie, czytam sobie w dodatku, że jest to miejsce mocno wypromowane przez znanego wszystkim „Ojca Dyrektora” i zaczyna mi się to układać w całość. W każdym razie początkowo (trochę w wyniku pomyłki), trafiliśmy do jakiejś wspólnoty, gdzie zgromadzeni na sali polscy pielgrzymi słuchali tzw. „świadectwa”. Szczegóły pominę, bo dużo by pisać, ale długo tam nie zabawiliśmy – na szczęście polski ksiądz pokierował nas na właściwą drogę ;) – zjechaliśmy z powrotem do miasteczka, gdzie zaparkowaliśmy na ogromnym (i darmowym!) parkingu obok żółtego kościoła św. Jakuba.

Wchodząc na teren od strony parkingu, podziwialiśmy mokre pustki. Raz po raz jakaś grupka przemykała w płaszczach przeciwdeszczowych. Z pewnością trochę to wpłynęło na atmosferę tego miejsca. Była nijaka.

Udaliśmy się w stronę kościoła…

Weszliśmy również zobaczyć, co słychać w środku…

Na miejscu plany i opisy były też i po polsku – fajna sprawa, bo Polaków było tam można spotkać na każdym kroku.

Plan terenu parafii św. Jakuba:

…jeszcze tylko mały spacer po terenie i pora się zbierać – 25 km dalej czekał na nas Mostar. Żałuję, że nie miałam okazji wdrapać się na Wzgórze Objawień czy Górę Krzyża. Może byłaby to rzecz, która zmieniłaby moje podejście do tego miejsca. A nawet jeśli nie – z pewnością uatrakcyjniłaby całą wyprawę.

.

Niedługo później wjeżdżamy już do Mostaru. I gdy zaparkowaliśmy, przestało padać :) Korzystając z tego momentu, poszliśmy oglądać miasto. Było szare, ale w tej swojej szarości piękne.

Mostar – miasto-gmina (tzw. „miasto oficjalne”, bośn. „službeni gradova”) w południowo-zachodniej Bośni i Hercegowinie (wchodzące w skład Federacji Bośni i Hercegowiny), w kantonie hercegowińsko-neretwiańskim, położone nad rzeką Neretwą, nieformalna stolica Hercegowiny oraz jeden z największych ośrodków miejskich w kraju. Nazwa pochodzi od słowa mostari („strażnicy mostu”).

Najważniejszym zabytkiem jest położony w centrum XVI-wieczny kamienny Stary Most, wybudowany w 1566. 9 listopada 1993, w wyniku działań wojennych został on zburzony przez Chorwatów, a jego odbudowę zakończono 23 lipca 2004. W lipcu 2005 Stary Most i jego najbliższe otoczenie zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.

/Wikipedia/

Dodam, że można tam bez problemu płacić w euro, a na uwagę zasługują dość oryginalne pamiątki w postaci przedmiotów wykonanych z pocisków.


Oczywiście wizyta w Mostarze zakładała obowiązkowe przejście Starym Mostem:

Wybudowany z kamienia, w czasie deszczu staje się niezwykle śliski… ale widoki były warte poświęceń.

Przeszliśmy mostem na drugą stronę…

…i tam znaleźliśmy kilka ciekawych miejsc

Niestety, gdy już odbyliśmy miły spacer po najważniejszych uliczkach i chcieliśmy gdzieś odsapnąć, deszcz postanowił nam trochę utrudnić życie. Przemoczeni pomimo parasola (bo woda spływała z markiz jak nie na szyję, to wprost w dekolt), musieliśmy wrócić do auta… A potem to już była istna lawina nieszczęść, ale jakoś udało nam się wyjechać i najszybszą drogą ruszyliśmy do Trogiru. Liczę, że następnym razem będę miała okazję usiąść w którejś z knajpek i podziwiać skaczących do wody śmiałków.

Bo Bośnia i Hercegowina zdecydowanie warta jest powrotu!