Poza schematem jest fajnie

Jak wyobrażamy sobie człowieka wykształconego i majętnego? A jak według nas powinien wyglądać prezes firmy?

Schemat jest taki: ma kasę i/lub skończył tzw. „dobry” kierunek studiów, więc powinien być poważnym człowiekiem. Chodzić w garniturze nawet po plaży, najlepiej ze skórzaną teczuszką w wypielęgnowanej sprowadzonym z końca świata kremem ręce, na której spod mankietu wystaje wielki złoty zegarek. Mieć obowiązkowo laptopa z jabłkiem i jakieś luksusowe hobby – drogie i spektakularne. Jeździć dużym samochodem marki uznawanej za prestiżową, mieć wielki dom, ostatecznie mieszkanie zaprojektowane przez cały sztab specjalistów. Albo jedno i drugie. Musi koniecznie latać na egzotyczne wakacje – im droższa miejscówka, tym więcej ludzi będzie zazdrościć. Nie wolno mu śmiać się z głupot ani jeść byle czego, nie rozmawia z „byle kim” – bo nie wypada. Bo jest poważnym człowiekiem przecież.

No i o to niektórym w życiu chodzi – żeby szukać podziwu i aprobaty u ludzi, których to g**no obchodzi, bo mają swoje, znacznie ciekawsze życie. Każdego dnia udowadniać nie tyle sobie, co innym wokół, że zasługuje się na to, co się osiągnęło – niekoniecznie własnymi siłami, nie zawsze uczciwie. Ta cała otoczka człowieka jest sztuczną bańką wizerunkową, nie niesie żadnych treści, które byłyby atrakcyjne dla wolnego, szczęśliwego człowieka.

Pieprzyć schematy! ;)

Może i kiedyś tak to wyglądało, że musiałeś być taki, jakim chcieli Cię widzieć inni. Zachowywać się tak, jak inni wymagają. Taka postawa jest mi bardzo daleka, bo lubię mieć kontrolę nad swoim życiem a nie żeby mieli ją inni.

Kiedyś nauczono mnie wszystkich niezbędnych zasad, a potem kolejnych i kolejnych… Wymagano trzymania się ich bezwzględnie. Te wszystkie savoir-vivry, tradycje, cuda, abstrakcje. W pewnym momencie stwierdziłam, że to bardzo ważne, że mi je ktoś pokazał, bo dzięki temu – jeśli mam taką ochotę – odnajdę się w każdym towarzystwie. Ale żyć będę tak, jak chcę. A przy okazji nikt mi nie będzie mówił, że ukończony przeze mnie kierunek studiów czy wykonywany zawód automatycznie robi ze mnie innego człowieka niż jestem.

Dlatego też zawsze lubiłam ludzi, którzy burzyli schematy i pozostawali sobą.

Owszem, nie pochwalam sytuacji, gdy młody człowiek nie zna podstawowych reguł obowiązujących w relacjach międzyludzkich, ani nie potrafi się zachować przy stole. Nie znoszę, gdy ktoś dzwoni do mnie i zamiast się przedstawić pyta, z kim rozmawia. Są pewne zasady, które naprawdę ułatwiają życie w społeczeństwie i powinno się na nie kłaść nacisk od najmłodszych lat (z przerażeniem obejrzałam pierwszy odcinek „Project Lady 2” i zdecydowanie nie chodzi o kwestię sposobu jedzenia chleba). Ale różnica pomiędzy istotnymi zasadami a całą resztą „wymagań”, sztucznie tworzącą niejednokrotnie krzywdzące schematy, jest taka, że te pierwsze pomagają dobrze ułożyć sobie życie po swojemu. Te drugie natomiast, to czyjeś ciągłe oczekiwania, byś był taki, jak on chce.

Często, poznając nowych ludzi, nie chwalę się wykształceniem czy pracą. Na pytania w tym temacie odpowiadam wymijająco do momentu, aż złapię z kimś dobry kontakt. Dziwi mnie niezmiennie, jak ludzie, słysząc „prawnik”, stają się zakłopotani, nagle się prostują, starają zrobić wrażenie, tracą dotychczasowy luz i tym samym, chyba nawet nieświadomie, próbują mi narzucić jakąś rolę, której ja kompletnie nie czuję. Robi się sztucznie, potem nijak i w końcu przychodzi czas się wymiksować z takiego towarzystwa. Nie lubię czuć się źle przy kimś i staram się też nie pozwolić, by ktoś czuł się źle w moim towarzystwie. Ale też nic nie poradzę na to, że czasem tak bywa i to niekoniecznie z mojej winy. Moi klienci często doceniają ten luz, bo czują się normalnie potraktowani, bez jakiejś wyższości czy arogancji. Chętnie burzę ich wcześniejsze wyobrażenia o tym, że profesjonalizm to sztywniactwo. I jeszcze nikt z nich źle na tym nie wyszedł :)

Najbardziej cenię towarzystwo tych, dla których sztuczna pokazówka nie ma znaczenia. Pójdą rano po bułki w dresie, uśmiechną się szczerze do pani na kasie, wsiądą w taki samochód, jaki im się podoba, nawet jeśli to jest zwyczajny Opel. Nie świecą firmowymi napisami na pół kilometra, nie chcą pokłonów. Wymagają od samych siebie więcej niż od innych. I mają pasję, czasem może zmuszającą do ubrudzenia się – i co z tego? Są nieidealni i wcale się tego nie wstydzą. Uczą się przez całe życie, swoje inspiracje odnajdują w przeróżnych doświadczeniach, a następnie inspirują innych. Są inteligentni i niezwykle taktowni. Mają genialne poczucie humoru, potrafią rozmawiać o wszystkim. Nie jest im obce odczuwanie emocji, potrafią zachwycić się pięknem drobiazgów… Nawet nie masz pojęcia, jak wielu z tych pozornie zwyczajnych, „szarych” ludzi, na co dzień obraca milionowymi kwotami. Być może nawet nie przyszło Ci nigdy do głowy, ilu z nich, mijając na ulicy, skategoryzowałeś jako „biedaków”, „nie wartych uwagi” czy „ludzi gorszego sortu”. Bo nie byli idealni, sztywni i poważni.

Bycie miłym jest często odbierane jako słabość. To teraz pomyśl, jak mądry i znakomicie poukładany wewnętrznie musi być człowiek, który – osiągnąwszy bardzo wiele – okazuje szacunek tym, którzy są w gorszej sytuacji od niego i tym, którzy tak naprawdę składają się na jego sukces (np. klienci, współpracownicy czy chociażby panie na poczcie). Jest miły, serdeczny i się szczerze uśmiecha, bo to po prostu wynika z jego wnętrza. Prosi, przeprasza, dziękuje. Zna swoją wartość, dlatego taki sposób bycia nie jest dla niego jakąś plamą na honorze czy słabością a naprawdę wielką siłą.

Jak ocenisz na pierwszy rzut oka faceta, który wysiada z małego starego peugeota? A co jeśli ma duży garaż pełen naprawdę drogich motocykli, przy których uwielbia sobie czasem podłubać? Już inaczej, prawda? No, może niejednokrotnie ciężko mu domyć ręce od smaru. Nie przeszkadza mu to jednak dokonywać transakcji na znaczne kwoty w swojej firmie. Robi co chce, ma z tego dobrą zabawę i co chwilę ciekawe wakacje. Potrafi również bezinteresownie pomóc. I nie obchodzi go, do jakiej szufladki chcesz go upchać, po prostu jest sobą, głośno się śmieje wraz ze swoimi pracownikami i czasem przeklina. Nieprofesjonalnie? Ojej, no straszne po prostu.

Jak spojrzysz na starszego gościa z kucykiem, w spranej, powyciąganej koszulce? A wiesz, że porzucił życie w garniturze z tytułami, które latami osiągał, by móc w warsztacie zajmować się swoją pasją? Może mało medialną, ale dającą niezależność i kilkakrotnie większe zyski niż praca na wysokim stanowisku. Być może jeszcze długo takich pieniędzy nie zobaczysz, jakie on zarabia miesięcznie, choć sam nie wygląda jak milion dolarów. I co z tego?

Jakie wrażenie zrobi na Tobie siwy, zarośnięty człowiek w staromodnych ciuchach niczym z poprzedniej epoki? A wiesz, że mówi biegle w czterech językach i odwiedził na świecie takie miejsca, o których nawet nie słyszałeś? Swoim zleceniodawcom rzuca wysokie stawki w euro za to, że pojedzie tam, gdzie lubi. Jest niezwykle komunikatywnym człowiekiem o wielkim sercu. Że co, że na pierwszy rzut oka wygląda jak bezdomny? Wiesz, gdzie ma Twoją opinię? Robi swoje i jest szczęśliwy.

Wygląd często wpływa na to, jak jesteśmy postrzegani. Nie zabierze nam to faktycznych umiejętności czy pewnych cech, choć w oczach innych możemy nie prezentować się atrakcyjnie. Nie ulega wątpliwości, że adekwatny strój to również w pewnym sensie element podkreślający szacunek do rozmówcy. Ale ocenianie innych po wyglądzie i sztywniackiej postawie może być bardzo zgubne. Chociaż w zasadzie dla wielu kwestia dyskredytowania ich na tej podstawie, daje święty spokój i możliwość odizolowania się od ludzi goniących za napompowanym, kolorowym balonikiem, który nazywają swoim życiem. W takim baloniku jest nudno, duszno, ciasno i nie ma szans na nic wielkiego.

Jeśli brakuje Ci luzu w podejściu do innych, to pamiętaj, że to jest Twój problem, a nie osoby, która nie pasuje do Twojego sztucznego schematu.

Trzeba robić swoje! :)

.

.

P.S.

Żeby nie było – nadal uwielbiam mężczyzn w dobrze skrojonych garniturach… ;)

.

/zdj. pixabay/