Dolnośląskie na szybki weekend

Lubię klimat Dolnego Śląska. Kilka lat temu znajomy okazał się wspaniałym przewodnikiem i pokazał mi bardzo ciekawe miejsca na południe od Wrocławia. Jakiś czas później zachwyciłam się hotelem Eclipse w Domasławiu jako miejscem, gdzie można naprawdę odpocząć i dobrze zjeść. A niedawno obiekt ten znów stał się idealnym miejscem do tego, by nie zwariować w tym dziko pędzącym świecie.

O samym hotelu pisałam już w maju 2014 r. tu: [Hotelowe refleksje]. Nie ma sensu się powtarzać, bo zarówno obsługa, jak i jedzenie pozostają na tym samym, wysokim poziomie. No i ceny są dość przyjazne, jak na tego rodzaju obiekt. Pokój też się znalazł, pomimo początkowego braku miejsc w systemie – bo i okazja była wyjątkowa. Wielki plus dla pracowników! :)

Baza wypadowa jest. To trzeba się wybrać na zwiedzanie okolic.

W 2011 roku miałam przyjemność zobaczyć Dzierżoniów, Ząbkowice Śląskie, Kamieniec Ząbkowicki, Kłodzko, Srebrną Górę i kilka innych okolicznych miejsc, o których mało wiedzą turyści; zajrzeć do rezerwatu Będkowice, a także zerknąć na pałac w Kraskowie u stóp góry Ślęży i na pałac w Dobrocinie. Ciekawym miejscem również okazał się osuszany wówczas Zalew Mietków. Chodziliśmy tam, będąc pod wrażeniem wielkości terenu i niespodzianek, jakie woda kryła na swoim dnie.

.

[Uwaga. Materiał jest chroniony prawem autorskim]

2011 rok:

Siedząc już w 2017 r. na wielkim wygodnym łóżku hotelowym i oglądając mapę postanowiłam, że muszę zobaczyć, jak zmienił się teren tego największego na Dolnym Śląsku zbiornika retencyjnego. A różnica jest ogromna!

Następnego dnia przyszła pora na Wrocław. Trochę dziwnie się czuję w tym mieście. Jest ładne i klimatyczne, ale nie do końca je rozumiem. Tak samo jak nie rozumiem tego, co się działo po wjeździe do centrum – całe tabuny rowerzystów różnego rodzaju (a wielu z dziećmi), jadąc obok wyznaczonej ścieżki rowerowej, robiły slalomy pomiędzy samochodami, co chwilę zmieniając pasy. Skoro już Policja obstawiała to wydarzenie, to mogli chociaż zamknąć ruch na te parę minut, żeby zapewnić wszystkim uczestnikom jak największe bezpieczeństwo. A nie że ktoś wciąga mi przed koła samochodu rowerową przyczepkę z dzieciakiem w środku albo obija się o drzwi jak stoję w korku, bo chce się na siłę przecisnąć. Takie zachowania tyko potęgują niechęć kierowców wobec rowerzystów, a przecież drogi są szerokie i wszyscy się zmieścimy – wystarczy chcieć.

W każdym razie, jak już grupa się cała zebrała w jedną masę, wyglądało to całkiem fajnie i kolorowo:

Ale celem nie był Wrocław sam w sobie, tylko KOLEJKOWO – największa makieta kolejowa w Polsce. Naprawdę robi wrażenie!

Sceny ze zwykłego codziennego życia zrobione są z ogromną dbałością o każdy szczegół. Niektóre zaskakują dowcipem czy nawiązaniem do symboli lub szeroko pojętej kultury. Ale żeby to dostrzec, trzeba się dokładnie przypatrzeć każdemu elementowi makiety. Bo oto ktoś komuś robi zdjęcie, ktoś odpoczywa, a ktoś inny pije trunki siedząc na budowie. A wszystko wygląda niezwykle realistycznie.

W pewnych momentach przygasało główne światło i zapalały się latarnie na makiecie, imitując wieczorną porę. Wszędzie oczywiście jeździły pociągi (w końcu to projekt związany z koleją) – starsze i nowsze modele, w różnych barwach. A gdzieniegdzie również po tym maleńkim świecie poruszały się inne pojazdy.

Pojawiło się nawet ogólne nawiązanie do polityki…

I osiedlowa scena z życia wzięta…

Oglądając makietę, warto zaglądać w różne zakamarki i w okna budynków, bo tam też znajdują się ciekawe rzeczy ;)

No i komisu nie zabrakło. Tylko jakoś ten Mirek mało ma Passatów do sprzedania…

Za to auto „po księdzu” się nawet znalazło – i to nie byle jakie:

Klimat całej wystawy jest fajny, lekki i przyjemny. Serdecznie polecam. Ale uwaga! Możecie być zaskoczeni swoim dziecięcym zachwytem. Do tego jeszcze się okaże, że na nowo odkryliście frajdę w oglądaniu zabawek i zgadywaniu skąd dana scena pochodzi.

I co wtedy, Państwo_Dorośli_i_Poważni? ;)

Bo krasnal już szuka diagnozy w podręczniku…

.

.

/przypominam o zakazie kopiowania zdjęć/