Czechy – Ścieżka w koronach drzew Karkonosze

Stezka korunami stromů Krkonoše znajduje się w okolicach czeskiej miejscowości Jańskie Łaźnie, kilka kilometrów od polskiej granicy, w Karkonoskim Parku Narodowym. Ma 1511 metrów długości, a z 45-metrowiej wieży możemy oglądać Karkonosze. Co ciekawe, ścieżka jest otwarta dla turystów przez cały rok.

.

[Uwaga. Materiał jest chroniony prawem autorskim]

.

Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że urlop jest dobry na wszystko. Szczególnie gdy staje się w obliczu ważnych zmian życiowych. Trzeba po prostu zrobić sobie przerwę, odetchnąć i z nowym zapałem ruszać dalej. Spędzenie kilku dni w ulubionym miejscu zaowocowało pomysłem, by choć w niewielkim stopniu zaspokoić moją nieskończoną ciekawość świata i trochę czasu poświęcić na zobaczenie czegoś nowego. I jakoś tak pomyślałam, że fajnie by było przejść się czeskim odpowiednikiem słowackiej atrakcji znanej pod nazwą Chodník korunami stromov (pisałam o niej tu: Słowacja – Ścieżka w koronach drzew Bachledka).

No nie ukrywam, że ciężko się pozbierać w drogę z apartamentu, w którym przez szybę w ogromnym prysznicu można, słuchając dobrej muzyki, oglądać obracany o 360 stopni telewizor (czad!). Ale z drugiej strony ile można siedzieć w czterech ścianach, nawet tych ulubionych.

Chwilę przed południem ruszyliśmy więc w kierunku Wałbrzycha, przez czeski Adršpach, do Jańskich Łaźni, gdzie znajduje się Stezka korunami stromů Krkonoše (https://www.stezkakrkonose.cz/pl/o-sciezce).

Niestety tym razem nie mogłam zabrać ze sobą na urlop auta na gaz, więc trzeba było wdrożyć na szybko wszystkie zasady ekonomicznej jazdy, czego – jako zwolennik jazdy mocno dynamicznej – świadomie nie przestrzegam i wcale mi nie wstyd ;) Ale nawet się z tym zaprzyjaźniłam i z przyjemnością obserwowałam znaczny spadek spalania. Wygrała nie tyle chęć oszczędzenia na paliwie (bo to nie koniec świata, żeby liczyć różnicę w setkach lub gorzej – tysiącach złotych), lecz jednak bardziej (jak zawsze) chęć sprawdzenia swoich możliwości w tej kwestii. Takie wyzwanie po prostu :)

Ale jedziemy. Dzień zapowiada się przepięknie!

Oczywiście jest wiele możliwości dojazdu, my jednak pojechaliśmy przez miejscowość Adršpach (Góry Stołowe), żeby zobaczyć jak to miejsce mniej więcej wygląda. W głowie już mam bowiem plan, aby kiedyś odwiedzić tamtejsze Skalne miasto, położone na terenie Narodowego Rezerwatu Przyrody w Adršpašskoteplickich skálach.

Jest tam tyle parkingów, że bez problemu można gdzieś kulturalnie zaparkować. Po awaryjnym hamowaniu z powodu kota, który spacerując z myszą w zębach nie obejrzał się przechodząc przez drogę, pojechaliśmy na Trutnov, gdzie zapasy Kofoli zostały uzupełnione i bankomat odwiedzony, bo nie byliśmy pewni, czy brak waluty nie wpędzi nas w kolejne kłopoty (tzn. przygody)…

  A stamtąd już prosto do Jańskich Łaźni!

Cały efekt psuje to, co odbija się w szybie, ale kolory są tak piękne, że aż żal nie wrzucić. Tu nie potrzeba filtrów.

I teraz uwaga.

Do samej już Ścieżki trzeba jechać drogą numer 297 – wejście i kasę biletową będziecie mieć po lewej stronie, a wokół będzie kilka parkingów. To jest duże ułatwienie dla rodzin z dziećmi oraz dla osób niepełnosprawnych, bo nie trzeba się nigdzie wspinać. Natomiast przejazd przez Jańskie Łaźnie ulicą Lázeňská będzie skutkował kilkunastominutowym obowiązkowym postojem, podczas którego będziecie zmuszeni wykupić „bilet wstępu” wart od 500 do 2000 czeskich koron, płatnych na miejscu bądź przelewem (pokuta uložena za přestupek podle § 125c).

Wypisze go wam sympatyczny pan policjant, wszystko uprzejmie wytłumaczy i jak ma dobry humor, to pozwoli zwiedzać dalej. W gąszczu obrazków i ustawionych jeden za drugim znaków, szukając miejsca docelowego i zachwycając się okolicą, dość łatwo przegapić zakaz wjazdu dla niektórych pojazdów i patrolujący nieprzerwanie ten teren mundurowi doskonale o tym wiedzą (w ciągu 10 minut mandat dostało jeszcze dwóch innych kierowców). Znaki są powtarzane, ale przy kolejnym zazwyczaj jest już za późno. Kurort jest całkiem urokliwy, więc niech będzie, że warto było. No może i szkoda tych koron, ale ja tam jestem zdania, że mandaty zawsze trzeba planować w kosztach podróży. Nie pytajcie jak to się ostatecznie stało, że zignorowałam wjazd do strefy, bo to długa historia, ale gdybyśmy (choćby teoretycznie) jechali do jednego z tamtejszych hoteli, to pewnie by nam się upiekło ;)

To tylko urywki, w rzeczywistości miasteczko ma trochę więcej atrakcyjnych miejsc do obejrzenia.

Poniżej zapewne coś w rodzaju naszego znaku A-17 („dzieci”), ale jakoś tak rozbawiło mnie wspólne wymyślanie, co ten chłopiec na obrazku robi… goni? stalkuje? wypycha na drogę? trzyma za płaszczyk niesforną dziewczynkę? ;)

Tu jeszcze widok, który zostawiliśmy za plecami. Jest, jak widać, dość stromo.

Tym sposobem docieramy do ogromnego parkingu położonego pomiędzy Ski Resort Černá Hora a Ski Resort Hotel Omnia (zjazd na ostrym zakręcie). Pobieramy bilet przy wjeździe, a płacimy dopiero przed wyjazdem w parkomacie – za pomocą karty lub gotówki (w pobliżu jest też bankomat).

Zostawiamy samochód i udajemy się na kilometrową wędrówkę do Ścieżki…

…całkiem łatwym szlakiem, bo również ludzie z dziecięcymi wózkami dawali radę.

Nieco dalej krajobraz już bardziej przypomina górski szlak:

Ale dla rodzin z dziećmi nadal jest to droga możliwa do przebycia bez większych problemów.

Dochodząc do miejsca, w którym rozpoczyna się ścieżka, widzimy już jej niektóre części.

Pora kupić bilety (można płacić kartą) i wreszcie zobaczyć te piękne Karkonosze znad drzew…

Co prawda, temperatura teoretycznie nie była oszałamiająca, ale faktycznie było naprawdę ciepło jak na tę porę roku…

Przekraczamy bramki, bierzemy foldery informacyjne i zaczynamy zwiedzanie…

…korzystając z cudownej pustki przed nami.

W niektórych miejscach nieśmiało wyłaniały się bardzo przyjemne widoki…

Ale nadal większość krajobrazu zasłaniały nam drzewa. Niestety nie był to spacer w koronach.

Na ścieżce znajduje się kilka punktów edukacyjnych, jednak nie tak rozbudowanych jak na słowackim chodniku. A gdzieniegdzie nawet jakaś niespodzianka się trafi…

Wieży widokowej, do której zmierzaliśmy, trzeba było wypatrywać wśród konarów…

Ale wreszcie jest w całości!

Tak wysoka, że trzeba mocno zadrzeć głowę do góry.

Za pomocą tego fajnego urządzenia można sobie zrobić wspólne zdjęcie na tle wieży:

No. Pozachwycaliśmy się, to wchodzimy.

Na samym dole wita nas ekspozycja w jeżyku czeskim i angielskim:

Wychodząc z betonowego tunelu już możemy podglądać, jak okazale wygląda wieża od środka:

Mijamy dolną stację zjeżdżalni. O tym będzie jeszcze później…

I wreszcie możemy swobodnie spojrzeć do góry. Ten widok robi wrażenie!

Podczas wędrówki w górę spiralnym chodnikiem, możemy przeczytać ciekawostki dotyczące karkonoskiej ścieżki – w formie pytań i odpowiedzi umieszczonych pod spodem…

Nie zdradzę wam odpowiedzi! ;)

Wędrując w górę mijamy chodnik prowadzący do wyjścia ze ścieżki (wychodzi się inną drogą niż wchodzi, kierując się do budynku, w którym jest sklepik, restauracja i toalety):

Ale my idziemy dalej, czytając kolejne ciekawostki…

A będąc już coraz wyżej, wypatrujemy szczytu…

Robi się całkiem ciekawie, ale tak naprawdę dopiero teraz możemy powiedzieć, że znajdujemy się w koronach drzew…

Tych tabliczek jest znacznie więcej, ale żeby je wszystkie zobaczyć, trzeba się tam wybrać…

I już prawie na szczycie, ale i tu warto się rozejrzeć wokół…

I JESTEŚMY! Prawie 43 metry nad ziemią:

Stąd wyraźnie widać jeden z parkingów przy wejściu, na który powinniśmy dotrzeć (ale woleliśmy odpłatnie zwiedzać Jańskie Łaźnie)…

A tu widać i nasz parking… kilometr dalej ;)

Na barierkach wokół opisano i zaznaczono strzałkami szczyty i miejscowości, które widzimy przed sobą…

Jak widać, pogoda nam naprawdę dopisała. Brak wiatru umożliwiał chodzenie po wieży w krótkim rękawku.

Wprost nie mogłam sobie odmówić spojrzenia w dół konstrukcji. To również robi wrażenie!

Tu w wersji pionowej:

Niewielka liczba ludzi na ścieżce sprzyjała odpoczynkowi, a ogromne ilości zieleni wokół nastrajały dobrze przed kolejnymi życiowymi wyzwaniami dnia codziennego. Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy i trzeba było już powoli schodzić… albo… zjechać na mocno zakręconej zjeżdżalni!

Płacimy 50 koron za zjazd, siadamy na specjalnej macie i… możemy krzyczeć do woli. Bo podróż metalową rurą jest emocjonująca, nie da się zaprzeczyć ;)

Po zjeździe trzeba jeszcze podejść kawałek do góry, aby móc wejść na wspomniany wcześniej chodnik prowadzący do całkowitego wyjścia ze ścieżki. Z tej strony wieża również imponuje wyglądem…

Znów patrzę w górę, żeby dobrze zapamiętać ten widok…

Ale na wszystko przychodzi kres, przynajmniej tego dnia. Ostatnie spojrzenie…

Za chwilę rozpoczniemy nasze schodzenie do dolnego parkingu właśnie tędy:

Rozglądamy się na szybko po sklepie z pamiątkami…

I wracamy… Najpierw kilometr w dół na parking tą samą drogą…

w pięknych ciepłych promieniach popołudniowego słońca.

Za chwilę ruszymy do kraju na wieczorny wypoczynek przy czekoladowym winie (mega!). Ale tym razem wybierzemy inną drogę do hotelu, żeby nie było nudno :) Zerkamy jeszcze tylko szybko na ogólnodostępną mapę, żeby jeszcze raz prześledzić przebytą trasę

Zadowoleni z udanej wyprawy w końcu wyjeżdżamy z Jańskich Łaźni. Nauczeni doświadczeniem, jedziemy z parkingu w lewo do góry, kierując się do wspomnianej już drogi 297.

A tak wygląda czeska jesień bez filtra:

Czas na krótkie podsumowanie. Nie będę ukrywać, że część drewnianej ścieżki prowadząca do wieży trochę mnie rozczarowała. Zamiast w koronach drzew, szliśmy mniej więcej w połowie ich wysokości, więc zasłaniały nam cały widok gór.

Po powrocie znalazłam jeszcze jedną podobną ścieżkę na południu Czech: Stezka korunami stromů Lipno (https://www.stezkakorunamistromu.cz/o-stezce.html). Ta wydaje się być usytuowana nieco wyżej i może dzięki temu widoki są lepsze niż w Karkonoszach.

A kilka dni później ktoś wrzucił na tablicę Facebooka zdjęcia czegoś chyba jeszcze lepszego – Ściężki w obłokach… Stezka v oblacích: https://www.dolnimorava.cz/pl/o-sciezce-w-oblokach)

I co tu dużo mówić… szukam sposobu i pretekstu ;)