A może nad morze?

Luty rozpoczął się pewnym małym sukcesem, na który dość długo pracowałam. Przybliżył mnie do realizacji jednego z moich marzeń. Zasłużyłam więc na dobry, spokojny wypoczynek, zanim wcielę w życie dalsze plany…

Urlop nad morzem był dla mnie początkowo strasznie pokręconym pomysłem. Zawsze się jeździło w góry, żeby się nacieszyć piękną białą zimą na nartach – nad morze przecież można pojechać kiedykolwiek a śnieg jest tylko przez chwilę. Ale zalet wyjazdu w północnym kierunku było z każdą godziną coraz więcej – cisza, spokój, niskie ceny (nawet trzykrotnie niższe niż np. w Białce w tym czasie), ogromny wybór miejscówek na noclegi i najważniejsze – jeszcze nigdy nie byłam zimą nad Bałtykiem. Ostatni argument okazał się ostateczny, bo robienie niektórych rzeczy po raz pierwszy bywa niesamowicie ekscytujące ;)

Nie miałam wiele czasu na przygotowania, właściwie w ostatniej chwili zdążyłam zrobić konkretny przegląd samochodu i kupić videorejestrator, o którym już myślałam od dawna (ale o tym następnym razem). Płyta z fajną muzyką już leżała w schowku, nie mogłam się doczekać!

Jeszcze tylko długi taneczny wieczór, szybkie pakowanie i rano w drogę! Do miejsca dla mnie niezwykle sentymentalnego, w którym pamiętam niemal każdą uliczkę od czasów poprzedniej wizyty, czyli sprzed x-nastu lat.

Do Mielna.

Dziewięć godzin za kółkiem. Cudowny odpoczynek! Co prawda, po siedmiu już mi się zaczynało trochę nudzić, energia mnie roznosiła. Zmęczenie przyszło dopiero na miejscu. „Mielno niszczy każdego” ;)

Ale jak to tak przyjechać nad morze i nie pójść się z nim przywitać?! Resztkami sił poleźliśmy jeszcze zobaczyć, czy woda jest na swoim miejscu. Nie była, bo silnie wzburzona sięgała wydm, ale do rana miało się wszystko uspokoić. Dobrze czasem posłuchać telefonicznych rad mamy i wziąć jedną cieplejszą czapkę więcej. I rękawiczki… ;)

Dobra, koniec przynudzania, bo czekacie na zdjęcia.

Jestem ostatnio taka gruba, że potrzebowałam tyyyyle miejsca:

No dobrze, może nie aż tak.

Gdybym była taka szeroka, to bym sobie sama weszła w panoramkę.

To po prostu moja zajebistość potrzebuje przestrzeni.

Do południa po niebie chodziły ciemne chmury. Temperatura: -7, odczuwalna: sto razy mniej.

Nie wiem, jak te kury sobie nie odmrożą stópek.

A potem wychodziło piękne słońce i świat stawał się kolorowy :)

Uwierzycie, że to zimowe zdjęcie?

Gdzieniegdzie widać było lód, który tworzył niezapomniane pejzaże:

To mój ulubiony widok:

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie wywinęła. Więc tak… leżałam na plaży…. bo wywinęłam takiego orła, że prawie przymarzłam do lodu.

Nawet powstało na tę okoliczność zdjęcie. Z wielkim uśmiechem, jak zawsze!

Nie, nie pokażę go ;)

Lecimy dalej – do Kołobrzegu.

Jedna kura pozowała do zdjęć, a drugą nosiło z miejsca na miejsce:

Ja bardzo przepraszam, ale nie wiem jak to coś się nazywa. Chyba nie wszystkie te ich dziwne gołębie są mewami. Ale chociaż łabędzie rozróżniam.

Tu już więcej ptactwa. I ludzi oczywiście też. Na molo był lekki wiaterek, powodował przyjemny delikatny chłód – chciałam wam to pokazać na filmiku kręconym kamerką samochodową, ale najpierw całkowicie zamarzła mi buzia i na nagraniu brzmię jeszcze gorzej niż na co dzień, a potem do tego odmroziło mi ręce.

W sumie dziwię się tym paniom co po lasach grzyby zbierają, bo jak im usta zamarzną i do tego dłonie, to niewiele zostanie z nich zawodowego pożytku. Chyba, że kupią sobie księżycowy kostium prosto z kołobrzeskiego wybiegu:

W pierwszym momencie myślałam, że to kwasoodporne rury kominowe. Gdy podeszłam bliżej, okazało się, że jednak bardziej przypominają giętki przewód spalinowy od pieca gazowego. No co kto lubi ;)

Ale wracając do tematu: molo mają tam ładne.

I flotę konkretną:

Moja skromna osoba również się załapała. Co prawda czarna jak węgiel, ale to dobrze – śląskich akcentów nigdy za wiele ;)

I jeszcze jedno słoneczko:

Wróćmy jeszcze na chwilkę do Mielna.

Poniżej deptak prowadzący do morza. Z restauracją, w której jadłam najlepiej przygotowane ryby od dawna (Mega Bistro po prawej). To już piątek, weekendu początek, dzień rozpoczęcia zjazdu morsów, dlatego na zdjęciu widzimy takie tłumy:

Wcześniej ciężko było spotkać kogokolwiek, wszystko prawie było zamknięte. Uroki pozasezonowego urlopu.

Ale morsy uratowały to miasto przed snem zimowym:

Oni pływali a ja się za nich trzęsłam z zimna. Co za ludzie! Podziwiam…

Bo ja musiałam się dogrzewać po kilkugodzinnych spacerach moim termoforkiem:

Taką właśnie przywiozłam sobie pamiątkę z Mielna. Były jeszcze niebieskie z krową, ale ta słodka myszka na tyle podbiła moje serduszko, że wściekły róż zszedł na dalszy plan ;)

No i co by tu jeszcze dodać… szkoda było wracać! Mogłabym tam spędzić jeszcze ze dwa tygodnie i na spokojnie sobie pracować na odległość. Ale tak czy inaczej, ten kilkudniowy reset był mi bardzo potrzebny. Chciałabym kiedyś tam znów pojechać latem, ale tym razem nocować na polu campingowym przy samych wydmach, zasypiając przy dźwiękach fal a budząc się wraz z pierwszymi promieniami słońca zaglądającymi przez małe okienka kampera… To musi być genialne.

Zimowy wyjazd nad morze polecam każdemu, kto pragnie głęboko odetchnąć nadmorskim jodem i spokojną atmosferą miasta opuszczonego niczym ukraińskie tereny po wybuchu reaktora.

No. Jedźcie! Na co tu czekać? ;)

JEST PIĘKNIE!

.

********************************************************

P.S. Tak jeszcze chciałam dodać… Dobrze mieć gdzieś tam takiego pozytywnego Anioła Stróża ;) który w jednej chwili ogarnie Twój świat dwoma prostymi zdaniami. Bo proste rzeczy są najlepsze, a tak trudno je czasem usłyszeć. I wtedy, mając w pamięci te parę słów, z dnia na dzień zaczynasz składać się w całość, coraz intensywniej żyć, na nowo dostrzegać wiele dobrych rzeczy, zauważać wspaniałych ludzi wokół, mieć przyjemność z pracy… potrafisz znów cieszyć się drobiazgami. W otwartym umyśle rodzą się nowe pomysły, szukasz nowych możliwości a w końcu wyskakujesz z kokonu i mówisz sobie: „kto jak nie ja?!”. Wówczas cały świat się zaczyna do Ciebie uśmiechać… Po raz kolejny – dziękuję :)

 

2 thoughts on “A może nad morze?

  1. A jakie płyty z muzyką czekały w aucie? … Być nad morzem i nie popływać to nie dla mnie……:)

Komentarze są wyłączone.