Kreteński pomysł na wakacje (1)

No i jestem. Sama tak naprawdę zastanawiam się gdzie, ale jedno jest pewne – pośród głuszy i względnego spokoju. Teoretycznie tak jak chciałam.

Poza tym, że wyjeżdżając kupiłam w drogim dworcowym spożywczaku pełno słodyczy i zapomniałam ich ze sobą zabrać, to ogólnie można powiedzieć, że wszystko zaczęło się niepozornie. Jak zawsze: biuro podróży, pakowanie, lotnisko, odprawa. Tym razem wyjątkowo bramki nie piszczały, nie miałam nadbagażu, celnicy nic nie chcieli… za to jakaś pani przede mną musiała w towarzystwie obsługi i przyszłych współpasażerów uzewnętrzniać swoją torbę, niestety wszyscy widzieli te panterkowo-różowe stringi układane na stosiku. A mnie nawet nie dane było siedzieć przez trzy godziny obok jakiegoś uroczego, wiecznie drącego twarz maluszka skaczącego na kolanach u jakiejś mniej lub bardziej wyluzowanej mamusi. Pomyślałam więc, że to dziwne – zbyt dobrze się zaczyna.

IMG_8633++I nawet wylądowaliśmy w Heraklionie bez jakiegoś wielkiego uderzenia, całkiem delikatnie. I pogoda była słoneczna… – z oczekiwanego deszczu nici.

Wpakowano nas do autokaru i zaczęła się wycieczka śladem kreteńskich hoteli. Co kilka minut opuszczali nas kolejni pasażerowie z walizkami pełnymi oczekiwań i wielkim entuzjazmem. Gdy wysiedli ostatni, zrobiło się jakoś dziwnie – zostaliśmy sami.

A kierowca niczym Kubica mistrzowsko prowadził białego kolosa pomiędzy samochodami i skuterami w naprawdę wąskich uliczkach. Na milimetry, dosłownie. Uroczo komentował przy tym coś po swojemu. Raz po raz wysiadał, czasem rozmawiał z wszechobecnymi na ulicach kotami. Siedziałam na pierwszym siedzeniu i pełna podziwu filmowałam niektóre jego dokonania – o ile zdążyłam, bo był nieprzewidywalny. Oczywiście przypięta pasami. Dobrowolnie. A pan manewrował, żywo gestykulując i zmieniając przy tym jednocześnie piosenki w radiu. Klasyka rocka, zna się gość. Zafundował nam „Highway to hell”, choć z pięknymi widokami za oknem. W ciągu tych trzech godzin objazdówki hotelowej zdążyłam też bardzo poważnie zwątpić w sens moich planów wypożyczenia samochodu, nie chcę go później oddawać w częściach.

IMG_8609++

Ale naprawdę ciekawie zaczęło się dopiero jak zostaliśmy sami z panem kierowcą w autobusie. Trochę gawędziliśmy, zawiózł nas na drugi koniec wyspy do jakiejś dziczy, wysadził na głównej drodze i obiecał, że ktoś nas zabierze do recepcji (w 2008 r. przekonałam się, że Greka nie pyta się o wschód słońca, a teraz też wiem, że nie jest dobrze podawać w wątpliwość to, co mówi…). Na szczęście nieopodal czekał już na nas bus hotelowy, który – ze względu na jeszcze bardziej niż dotąd wąskie drogi – zamiast autobusu miał nas zawieźć do drzwi recepcji. Pod ogromną górkę. No i zawiózł. A potem z recepcji pracownik nas tym wozem dostarczył do pokoju, również pod drzwi. Pięknie! Zawsze się zastanawiałam, jak to jest zamówić sobie taksówkę do dużego pokoju.

A potem wyszliśmy na kolację i się zgubiliśmy…

.

Muszę dodać, że po raz pierwszy mamy ze sobą kamerę na wyjeździe i jestem ciekawa, co z tego wyjdzie :)