Chorwacki weekend – wyspa Čiovo

Trogir jest częściowo położony na wyspie Čiovo, połączonej ze stałym lądem za pomocą mostu. Sama wyspa również warta jest odkrywania, zatem dziś trochę więcej wam jej pokażę. Ale tylko troszkę, bo resztę trzeba zobaczyć osobiście.

.

[Uwaga. Materiał jest chroniony prawem autorskim]

.

Na początek zapraszam na szybką, 5-minutową podróż do Chorwacji.

Nie jest to film o charakterze edukacyjnym i nie będzie go czytała Krystyna Cz. (ciekawe kto z was właśnie uszami wyobraźni usłyszał ten jej kojąco-usypiający głos). Będzie dynamicznie, aczkolwiek całkowicie nieprofesjonalnie, bo to jest film zrobiony przez osobę, która się na tym w ogóle nie zna i nie ma czasu siedzieć godzinę nad każdą minutą materiału. Czyli przeze mnie. W trakcie jego produkcji trzasnęło drzwiami i z żalu umarło całe moje zamiłowanie do wysokiej precyzji, ale pocieszam się, że ważna jest dobra zabawa ;) Ach, jeszcze coś – proponuję przyciszyć głośniki. Bo choć na początku nie ma dźwięku, to później… No, oglądajcie :)

WAŻNE! Hasło do odblokowania filmu: Trogir

Po Trogirze można również chodzić sobie wirtualnie. W tym celu trzeba otworzyć w przeglądarce Chrome tę właśnie: stronę Google Earth, która przeniesie nas w bajeczną krainę.

Dobra. I teraz plan jest taki: najpierw spacerujemy wzdłuż brzegu wyspy Čiovo, aby po dłuższej chwili dotrzeć do tych nieco bardziej wyludnionych terenów. A następnie idziemy skrótem do [1] centrum Trogiru, kręcimy się tam trochę i potem [2] zmierzamy z powrotem na wyspę – ale tym razem kierujemy się na lewo od mostu. Następnie [3] idziemy do miejscowości Okrug Gornji, żeby zjeść pyszny obiad w restauracji/tawernie „Srdela”. A potem to już tylko ledwo żyjemy. Bo gorąco i sporo kilometrów.

.

Spacer po wyspie Čiovo

źródło: Endomondo

Po pierwsze, chodzenie po ulicach wyspy w miejscu, gdzie nie ma chodnika ani sensownego pobocza, nie należy do przyjemnych. Trzeba bardzo uważać, bo jest dość wąsko a miejscowi kierowcy i wszechobecni użytkownicy skuterów w ogóle się tym nie przejmują.

W końcu docieramy do pierwszej plaży, tuż przed kampingiem Rožac:

Jest trochę kamieniście, ale nie ma tragedii :)

Zawsze można usiąść na murku i pomoczyć stopy…

podziwiając jednocześnie leniwie bujające się na wodzie łódki.

Można też trochę poobcować z naturą, choć w tym wypadku akurat nie polecam…

Po krótkim odpoczynku pora pójść dalej do miejscowości Okrug Gornji. Gdy miniemy teren kampingu, wchodzimy wreszcie na deptak. A dalej, oprócz paru niewielkich miejsc do plażowania…

…są również bardzo przyjemne knajpki, gdzie można się zatrzymać na drinka czy jakąś przekąskę.

I przez chwilę podelektować się nie tylko napojem, ale i widokiem. A poza sezonem również i przyjemnym spokojem.

Czy te pustki na plażach nie są wspaniałe? ;)

Po drugiej stronie drogi znajduje się cmentarz z kapliczką:

Któż by nie chciał mieć na wieczny spoczynek takiego widoku? Plaża, morze… – można umierać. Mam nadzieję, że turyści im za bardzo nie hałasują w sezonie ;)

Idziemy sobie dalej brzegiem, a minąwszy kilka budynków i małą przystań, docieramy do kolejnych plaż… równie pustych co te wcześniejsze.

Dalej robi się jeszcze bardziej bezludnie. Hotele się budują, prywatne apartamenty się remontują… przygotowania do sezonu trwają pełną parą.

A my sobie spacerujemy takimi trochę dzikimi drogami:

Potem robi się jeszcze bardziej cicho, spokojnie i bezludnie…

Droga o dość charakterystycznym kolorze prowadzi nas w las

…aż do tego miejsca:

Gdyby nie jakieś dziwne latające stworzenia i obawa przez tymi pełzającymi, pewnie poszlibyśmy jeszcze dalej w dzicz. Ale nie byliśmy na to przygotowani głównie pod względem obuwia. Wróciliśmy więc tą samą drogą do cywilizacji.

Wyspa jest tak różnorodna, że każdy znajdzie miejsce dla siebie, gdzie będzie miał szansę poczuć się naprawdę dobrze.

A wracając z wyprawy jeszcze zahaczamy o market, żeby kupić przysmaki, które chciałam zabrać ze sobą do domu:

  • dżem z fig, który kiedyś określiłam „dżemem z cebuli” (ze względu na kształt figi) i tak już zostało. Drugi jest z dodatkiem pomarańczy i wcale nie jest gorzki, jak to często bywa w naszych produktach;

  • ajvar – ostatnio przywiozłam z Chorwacji całkiem inny, ale teraz był tylko taki, więc zobaczymy czy był wart zachodu (edit: ten akurat nie był; na drugi raz poszukam znów tamtego tradycyjnego)

  • chorwackie alkohole. Poprzednio kupiłam „Traminac + Graševina” i jak nie lubię wina „suho” ;) tak tamto było świetne. Tym razem nie było mieszanki i wzięłam Graševina. Jest trochę kwaśna, więc to pewnie Traminac łagodził smak, ale i tak nawet przyjemna w spożyciu…

Dokładnie te same produkty znacznie taniej kupimy w zwyczajnym markecie niż na trogirskim bazarku, gdzie ceny są bardzo mocno zawyżone. Wystarczy się trochę rozejrzeć po okolicznych sklepikach.

.

Drugi spacer – stare miasto + wyspa

źródło: Endomondo

[1]

Noclegi wybieraliśmy nie tylko pod kątem warunków, ale i możliwości szybkiego dotarcia do centrum. Udało nam się to idealnie, bo przy braku chodnika wędrówka główną ulicą byłaby niezwykle męcząca, a tak – niemalże zaraz po wyjściu z budynku mieliśmy drogę na skróty, którą w kilka minut można dojść wprost na Čiovski most:

A idzie się bardzo klimatycznymi zakamarkami:

Na dole wchodzimy na wspomniany już most. Jest co podziwiać!

Zarówno z jednej, jak i z drugiej jego strony

Tak, wiem… już to widzieliście na innych zdjęciach. Ale ja się zachwycam za każdym razem na nowo:

I znów wchodzimy w ciągle dla mnie zagadkowy labirynt uliczek:

Mam jeszcze parę późnopopołudniowych ujęć z tamtych miejsc:

Okrążając niewielką wysepkę, na której położone jest stare miasto, trafiamy na mały park:

A stamtąd widać jak powstaje drugi, nowy most prowadzący z lądu na wyspę Čiovo. Zaraz udamy się w te rejony i będzie to część wyprawy oznaczona na mapie cyfrą [2].

W tym celu musimy wrócić przez stary most na wyspę:

Zerknijmy jeszcze pospiesznie na prawą stronę wyspy:

I na lewą, gdzie zmierzamy:

Nowy most już się całkiem nieźle prezentuje. Mam nadzieję, że znacznie odciąży ruch przy starym mieście, bo stanie w korkach w upale nawet z klimatyzacją nie należy do specjalnie komfortowych.

Z tej perspektywy stare miasto wygląda tak:

A tak z pomostu:

Parę minut odpoczynku i nieźle mnie słońce przypiekło na ramionach. Ale jak tu nie usiąść na chwilę, gdy pogoda taka piękna a woda tak cudownie czysta i przejrzysta…

W tej części wyspy uliczki są zdecydowanie szersze. Jest więcej miejsca do parkowania. Są też duże, droższe hotele – w takich na pewno urlop w Trogirze wygląda całkiem inaczej. Nie jestem jednak pewna, czy lepiej, bo choć lubię hotele o wysokim standardzie, to jednak taki sobie mogę wziąć w Gdyni czy Paryżu albo na Kanarach. Natomiast w miejscu, gdzie panuje specyficzny klimat i które ma w sobie coś wyjątkowego, stawiałabym bardziej na tzw. „apartamenty”. One niejednokrotnie poziomem bardzo pozytywnie zaskakują, a jest się w całkiem innym otoczeniu – bardziej swojskim niż hermetycznym i wystudiowanym.

A propos klimatu… weszliśmy w uliczki, żeby złapać trochę cienia. Znaleźliśmy zamknięty kościółek, a wędrując dalej napotkaliśmy takiego oto Fiata 1100:

Tego przystojniaka produkowano od 1953 roku przez bardzo krótki czas i jest to najprawdopodobniej model 103 (określenie „1100” pochodzi od pojemności silnika). Jestem strasznie ciekawa, jaki dźwięk ta maszyna z siebie wydaje, ale nie było mi dane sprawdzić niestety.

Taka niespodzianka motoryzacyjna zatrzymała mnie na dłuższą chwilę. Musiałam sobie to pooglądać na tyle, na ile było to możliwe. Nadwozie było w średnim stanie i niewiele dało się zobaczyć przez brudne szyby. Wielka szkoda, że ktoś nie zadbał o taki okaz. Przygarnęłabym.

Ale pora pójść dalej [3]. Wracamy tym samym skrótem na drugą stronę wyspy.

Ale tym razem zamiast pójść w prawo, by wyjść tuż obok naszego miejsca noclegowego, idziemy w lewo – do miejscowości Okrug Gornji. Na obiad.

No nie powiem, trzeba się trochę powspinać. Jeszcze w takim upale to jest wyjątkowo uciążliwe.

Ale za to jakie widoki się stamtąd rozciągają! Stare miasto w całej okazałości. Ktoś, kto wykupi nocleg w nowo powstającym hotelu będzie miał naprawdę piękne poranki na balkonie. Ale jak tam się doczołga z tymi walizkami, to ja już nie chcę wiedzieć… ;)

No, nasz widok też nie najgorszy przecież:

Choć z tarasu lepszy.

A my, tak sobie wędrując, trafiamy wreszcie do przystani, gdzie w restauracji/tawernie Srdela mieliśmy okazję zjeść naprawdę dobry obiad i znacznie tańszy niż w centrum Trogiru (wiadomo).

Kelner był świetny. Co prawda, rybie wypadło oko, a potem je zgubiłam i chyba nawet chciałam ją za to przeprosić, ale leżała taka jakaś niewzruszona na tym talerzu.

Zdjęć jedzenia nie będę wrzucać, bo jest noc i pachnie mi tu frytkami nie wiem skąd i robię się głodna. A w nocy się nie je, bo się jest potem takim pulpetem jak ja. Macie te fotki w tekście o kosztach podróży. Natomiast filmiki jeszcze jakieś z wyspy się pojawią. Ale wyczerpałam limit na Vimeo i muszę tydzień czekać na nowy pakiet.

Tak właściwie to by było na tyle zdjęć i opowieści z Trogiru. Nie zanosi się w najbliższym czasie na ponowny wypad w to miejsce. No chyba że ktoś rzuci hasło „jedziemy” – ja zawsze chętnie, mogę nawet prowadzić całą drogę :) Za to wkrótce powiem wam znów parę słów o Słowenii i jednym z jej najpopularniejszych kurortów. Zatem do zobaczenia! :)