Że bez sensu.
Że zwariowałam.
Że po co jechać ponad tysiąc kilometrów, żeby zaraz wracać…
A ja pytam: dlaczego czyjś strach przed podejmowaniem wyzwań i czyjeś negatywne nastawienie do wszystkiego, co niestandardowe, ma mnie powstrzymać przed…
.
[Uwaga. Materiał jest chroniony prawem autorskim]
.
…takim widokiem o poranku?
Albo takim…
…po południu?
Albo przed spędzeniem jednego z być może najważniejszych dni w moim życiu w najpiękniejszym chorwackim mieście? Zapraszam na szybki weekend w Trogirze. A potem rezerwujcie sobie 4-5 dni wolnego (może najbliższy długi weekend?) i w drogę!
Takiego wyjazdu potrzebowałam już od dawna. Do miejsca, w którym będę mogła naprawdę odpocząć. I przy okazji sprawdzić się trochę w tak intensywnej podróży. Bo może to niestandardowe, ale ja w podróży odpoczywam. Cel jest ważny, ale długa droga również może być niezłą przygodą, nawet jeśli pozornie nic się nie dzieje. Odkrywając coś nowego i pokonując przy tym swoje słabości, możemy się naprawdę wiele dowiedzieć o sobie. A przecież po to się podróżuje – żeby poznając coś nowego, poznać siebie. Taki paradoks.
Wiem, że Bieszczady też są ładne i bliżej. Ale chciałam ten krótki czas spędzić właśnie tam… Bo Trogir jest magiczny. Wyjątkowy. A gdy zjeżdżasz z autostrady na wybrzeże i widzisz przed sobą coś takiego:
…wtedy już wiesz, że wybór był właściwy.
Mój wrześniowy zachwyt nad Trogirem możecie zobaczyć na przykład tutaj: https://zapomnij.com/2017/09/hrvatska-przygoda-3-trogir/). A wiosenny poniżej – przed wami duża dawka urlopowych widoków! Dodam tylko, że podróż w kwietniu ma tę przewagę nad wrześniowym wyjazdem, że w Chorwacji jest wtedy zdecydowanie bardziej zielono. We wrześniu krajobraz miejscami jest już wysuszony. Osobna rzecz, że we wrześniu jest „inne” słońce i te zdjęcia jednak troszkę inaczej wychodzą. Ale do rzeczy, bo przed nami długi spacer.
[tu miał być filmik, ale za bardzo mnie poganiacie i nie zdążyłam go zmontować – będzie nieco później ;)]
Po przyjeździe do Trogiru w godzinach popołudniowych, wniesieniu walizek do pokoju, nie mogłam usiedzieć na miejscu. Szybki prysznic, przekąska i w drogę – przyda się spacer po 12 godzinach jazdy, a i przecież trzeba się przywitać ze starym miastem, zobaczyć co się zmieniło. I czy nocą, jak ostatnio, jest ono jeszcze piękniejsze…
Pięć minut i jesteśmy! Dzień powoli chyli się ku zachodowi.
„Jaki tu spokój” – chciałoby się powiedzieć. I to jest ogromna zaleta podróżowania poza sezonem, szczególnie dla kogoś, kto pracuje na co dzień z bardzo różnymi ludźmi i potrzebuje po prostu od tego czasem trochę odpocząć.
Na dworze robi się coraz bardziej ciemno, tworzy się fajny nastrój…
Cudne barwy na niebie powoli znikają, pojawia się ten specyficzny klimat…
Idziemy głównym deptakiem przed siebie, po drodze mijając kolejne charakterystyczne punkty na mapie starego miasta…
Może jakiś drink pod palmą?
Drink zaczeka. Bo oto docieramy aż do pięknie oświetlonej Twierdzy Kamerlengo:
Szybkie spojrzenie na drogę, którą właśnie pokonaliśmy pieszo…
I za chwilę wchodzimy w wąską trogirską zabudowę…
I znów spojrzenie w tył, na światła Wyspy Ciovo:
Biorę po drodze dwie gałki lodów w dość ciekawie brzmiących smakach. O tam, po prawej:
I zatapiam się w gąszczu ulic…
Pomimo tylu godzin tam spędzonych nadal mam czasem problem, żeby odnaleźć właściwą drogę do celu. I kiedy jestem już prawie pewna, że chcę pójść właśnie tędy… droga się niespodziewanie kończy:
Ale biorę głęboki oddech, zrzucam z siebie całą presję i zamierzam zaufać swojej intuicji, która cicho szepcze mi do ucha, że warto zobaczyć, czy to znajome (przecież) miejsce docelowe nieco przekornie nie kryje się jednak za kolejnym zakrętem…
I faktycznie. Bo przecież już tam kiedyś byłam. Raz, choć przez pewien czas.
Na placu wznosi się imponująca wieża katedry. Znam jego zakątki, a jednak za każdym razem czuję, że chcę go odkrywać na nowo w inny sposób…
Prawda, że jest nastrój? To miejsce jest naprawdę wyjątkowe. Każdy jego szczegół i każda niedoskonałość kompozycyjna tworzą całość, miasto idealne, kompletne. Takie, które chce się smakować o dowolnej porze dnia. I nocy.
Pierwszy dzień w Trogirze powoli dobiega końca. Miasto kładzie się spać.
Ostatnie spojrzenie i mogę po powrocie do pokoju spokojnie zasnąć. Ale najpierw powiem:
Hello, Trogir! Nice to see you again! Tęskniłam!
.
A rano…
JAKIE RANO?! Jest urlop ;)
Następnego dnia przed południem przywitały mnie znakomite wieści, które natychmiast rozsyłałam do znajomych. I łezka wzruszenia również się pojawiła. Bo oto się okazało, że ogromna praca i zaangażowanie, które przez lata wkładałam w budowanie swojej przyszłości, przyniosły oczekiwane efekty. Radość niesamowita. Dlatego trzeba było się trochę przewietrzyć i ochłonąć z tych emocji. Tym razem chciałam nieco dokładniej zobaczyć wyspę Čiovo. Ale żeby nie odkrywać wszystkich kart naraz, poproszę was o odrobinę cierpliwości – spacer, opis i fotki w następnym wpisie :)