Znajomość prawa wśród Polaków

Codziennie walczymy o swoje prawa, ostatnio coraz intensywniej. O obowiązkach często zapominamy. Wszystko nam się należy, bo jak nie, to krzyczymy, że ogranicza się naszą wolność. A jak jest naprawdę ze znajomością prawa wśród Polaków?

Marnie…

       Jak informuje portal gazetaprawna.pl, Krajowa Rada Radców Prawnych przeprowadziła badania, które dowodzą, jak niska jest świadomość prawna Polaków – aż 30% ankietowanych nie miało pojęcia czym jest pozew albo jak zbudowany jest wymiar sprawiedliwości.

       Wspomniana wyżej KRRP planowała wprowadzenie do liceów nauki prawa od strony praktycznej, czyli np. „co zrobić, gdy…” Zaproszony prawnik miałby opowiadać o praktycznych aspektach prawa, które zainteresowałyby młodych ludzi wkraczających w dorosłość. Pilotażowe programy potwierdziły znaczne zainteresowanie uczniów takimi zajęciami. Cała inicjatywa jest wg mnie godna pochwały, tym bardziej, że dobrze pamiętam, jaka była moja wiedza na temat wielu zagadnień prawnych po rozszerzonej maturze z WOS-u…

.

Na poziomie podstawowym matury z wiedzy o społeczeństwie uczeń powinien znać m.in. takie tematy:

  • prawo – funkcje, źródła, dziedziny,
  • hierarchia norm prawnych,
  • sądy i trybunały w Polsce,
  • prawa człowieka i ich znaczenie we współczesnym świecie,
  • obywatel wobec prawa,

Na rozszerzonej powyższe i dodatkowo:

  • ustrój Rzeczypospolitej Polskiej – zasady funkcjonowania organów władzy publicznej,
  • zasady tworzenia i egzekwowania prawa,
  • prawa człowieka – generacje, procedury ich ochrony,
  • elementy prawa cywilnego, karnego i administracyjnego

.

        Dobrze wszyscy wiemy, że większości z tych tematów nie porusza się w szkole. Bo albo nauczyciele nie mają czasu (samej tematyki społecznej i politycznej jest mnóstwo a godzin niewiele), albo nie mają dostatecznej wiedzy, by prowadzić takie zajęcia.

       Skąd więc zwykły człowiek, pozornie nie związany z prawem w ogóle, ma czerpać swoją wiedzę? Najprościej ze wszystkiego, co dostępne.

.

Ale uwaga!

       Wiele gazet, które wydają „wspaniałe, wszystkowiedzące poradniki” nie zdaje sobie sprawy z tego, że mogą nieraz zaszkodzić swoim czytelnikom. Podam przykład – w jednej z takich książeczek umieszczono bardzo dokładny opis, jak zawrzeć pewną umowę. Można było obejrzeć wzór takiego dokumentu i wszystko pięknie, ładnie. A dopiero na samym dole, drobnym drukiem dodano informację, że umowa taka powinna być zawarta w obecności notariusza, w przeciwnym razie będzie nieważna. Tylko powiedzmy sobie wprost: ilu ludzi czyta coś od A do Z? A potem są z tego same problemy i włóczenie się po sądach. Człowiek stwierdzi, że „oszczędzi” na usłudze notarialnej, bo przecież ma wszystko opisane. Tylko za nieznajomość prawa można sporo zapłacić – pieniędzy, nerwów, czasu (ignorantia iuris nocet!). A po co.

       Polecam korzystanie ze sprawdzonych źródeł. Jednym z nich są na pewno strony prowadzone przez specjalistów, choć niektóre niestety zawierają prawniczy bełkot. Ale są i tacy, którzy potrafią podać informacje w przystępnej formie. Warto zweryfikować źródło, z którego się korzysta – czy autor tekstu jest adwokatem, radcą, naukowcem, praktykiem w jakiejś dziedzinie? Zawsze też można porównać informacje z kilku artykułów i wyciągnąć wnioski.

       A co z programami telewizyjnymi? Popularne jest „podglądanie” w TVN rozpraw czy akcji policyjnych. Trzeba sobie zdawać sprawę, że procedury tam zawarte różnią się znacznie od tych rzeczywistych, ale sam efekt bywa pozytywny – można trochę zaznajomić się z wymiarem sprawiedliwości, zobaczyć co wolno, a czego nie i jak to się ogólnie odbywa. Dla przeciętnego obywatela jest to niewątpliwie duży krok naprzód, jeśli chodzi o jego świadomość prawną. Ale szerzej o tym opowiem kiedy indziej.

.

       To, że domagamy się coraz więcej praw, jest wynikiem zdecydowanie większej wiedzy niż kiedyś. Sporą zasługę ma w tym Internet, gdzie w kilka sekund można znaleźć wszystko. Tylko po pierwsze, trzeba umieć z tego dobrze skorzystać, a po drugie trzeba się zastanowić, czy bieganie po sądach z powodu kury sąsiada jest naprawdę potrzebne. Pieniaczy nie brakuje, wszędzie szukają naruszenia swoich praw, czasem wręcz sami do tego prowokują i bzdurami zaśmiecają czas Sądowi. A przecież to kosztuje nas wszystkich. Dlatego uważam, że dobrym wyjściem jest wstępne polubowne zakończenie konfliktu tam, gdzie jest to możliwe, a dopiero później bawienie się w „Annę Marię…” Bo czasami zwykła, spokojna rozmowa może wiele naprawić. A jeśli nie mamy na to odwagi sami, możemy poprosić o pomoc profesjonalnego mediatora.

       No i co tu powiedzieć… wszyscy chcą praw, ale nie wiedzą podstawowych rzeczy. Walczą o jakieś „wzniosłe ideały”, kłócą się o wyimaginowaną obrazę uczuć religijnych (wg mnie jest to niewłaściwe sformułowanie), a nie mają pojęcia o rzeczach naprawdę istotnych. W tych ważnych sprawach poddają się, nie walcząc o to, co naprawdę im się należy (praca, rodzina…) a na zewnątrz udają mędrców. Tak przynajmniej ja to widzę.

.

[tekst pochodzi z grudnia 2010 r.]