Nie takich Walentynek

Ogólnie wyznaję zasadę, że miłość powinno się okazywać przez okrągły rok, bez względu na datę, ALE…

Nie mam jednak nic przeciwko, żeby spędzić ten dzień na romantycznym obiedzie przy świecach, w łóżku czy oglądając gwiazdy na zachmurzonym niebie. Nie przeszkadza mi również wyjazd weekendowy, zwany w katalogach 'walentynkowym’, długie spacery w promieniach zimowego słońca, wspólne oglądanie filmu w objęciach pod kocem i z kubkiem kawy. Nawet, jeśli miało by to mieć miejsce tylko ten jeden raz w roku.

Nie podoba mi się natomiast robienie z tego dnia festiwalu kiczu i tandety. Pewnego dnia, kilka lat temu, leżąc z grypą w łóżku, oglądałam z nudów wszystko, co się pokazało w TV. I trafiłam na program dokumentalny o młodych ludziach, którzy nie chcą ze sobą mieszkać ani sypiać przed ślubem. Ot, każdy ma jakieś swoje wizje życia. Jednak pewna para tak bardzo chciała pokazać, że pomimo braku bliskości fizycznej potrafią sobie okazywać czułość, że wyszedł z tego mniej więcej taki dialog:

[para siedzi naprzeciwko siebie przy zastawionym stole z białym obrusem i świecami]

– Kochanie, nalać ci wina?

– Tak, Kochanie.

– Proszę, Kochanie.

– Dziękuję, Kochanie. Jesteś wspaniały.

[do tego maślane oczka i słodkie uśmieszki]

I nie przesadzam, to naprawdę tak brzmiało. Od tej pory, jak słyszę słowo „Walentynki”, mam przed oczami powyższą scenę i miliony tandetnych przedmiotów w kształcie serduszek.

Jako że jestem osobą, która nie wrzuca w Internet setnego zdjęcia w stylu „takie tam wspólne” albo „to my w…” (wręcz wspólne zdjęcia można u mnie policzyć na palcach jednej ręki i są dostępne tylko dla najbliższych), nie mam w zwyczaju zachwycać się gadżetami w kształcie serduszek (najlepsze i tak są podusie z jakimś słodkim napisem), neguję Walentynki jedynie w formie, w jakiej są nam nachalnie wciskane przez otoczenie. Nie rozumiem płaczu i fochów „bo zapomniał”. Bo muszą być kwiaty, czułe wyznania, bo bez tego świat jakiegoś bezmózga się zawali. Mój na pewno nie.

Lubię nawet to święto.

Nie lubię za to presji, którą wywołuje się już na dwa tygodnie przed 14 lutego.  Nie takich Walentynek oczekiwałabym po mężczyźnie. Bo w zasadzie nie oczekuję żadnych fajerwerków tego dnia. Będzie coś wyjątkowego – super. Nie będzie – nadrobimy innego dnia. Codziennie przecież może być wyjątkowo.