„Komisarz” to druga już książka Pauliny Świst po „Prokuratorze”, który nieco zamieszał w świecie polskiego kryminału. Śmiem jednak twierdzić, że „Komisarz” jest w kilku aspektach lepszy od debiutu…
To coś więcej niż zwykły kryminał. To porywająca historia z elementami erotyki, a wszystko na całkiem niezłym poziomie. Fakt – czytając zarwałam jedną noc, a następnego dnia byłam przez to mocno nieprzytomna i rano gadałam od rzeczy bardziej niż zazwyczaj, ale nie był to z pewnością czas stracony.
Zuzanna jest córką szanowanego biznesmena, wiodącą dostatnie życie. Na jej drodze staje całkiem konkretny komisarz Radosław, który wywróci jej naiwne życie do góry nogami. Policjant ma za zadanie pod przykrywką obserwować ojca Zuzanny, a tak naprawdę zabawa zaczyna się, gdy pewne rzeczy wychodzą na jaw. Ktoś tu mocno oszukuje. Ktoś udaje przyjaciela. Ktoś gra na dwa fronty. A ktoś czyha na czyjeś życie. I czyżby ktoś się w kimś zakochał? Hmmm… może to tylko taka gra? Karuzela zaczyna się kręcić coraz szybciej, ale – co istotne – czytelnik nie ma mdłości…
No dobre to jest i tyle.
Ta powieść jest całkiem fajną odskocznią od codzienności, nawet jeśli właśnie w takim klimacie się na co dzień pracuje i wiele rzeczy po prostu już nie dziwi. To, co podoba mi się w powieściach pisanych przez prawników-praktyków, to realistycznie opisane sceny, logika (wg mnie to królowa nauk), rozbudowane związki przyczynowo-skutkowe i przede wszystkim fachowe słownictwo, które laika nie zniechęci, a zawodowca nie drażni. Bo – jak to zwykle bywa – diabeł tkwi w szczegółach, a nie ma nic gorszego niż na przykład przerywanie sobie czytania przez nachodzące co chwilę myśli w rodzaju „ale bzdury!” (ujęte może czasem nieco inaczej), co potrafi niezwykle zepsuć zabawę i odrywa od kontekstu. Autorka dała radę.
Tu wszystko mamy spójne, wyraziste, sensowne i dynamiczne. Tak jak lubię. I dlatego niecierpliwie czekam na dalsze powieści Pauliny Świst.