Kino bez limitu – „Podatek od miłości” i „Trzy billboardy…”

Dziś parę słów o polskim filmie „Podatek od miłości” (2018) i brytyjsko-amerykańskim „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” (2017). Obydwa są naprawdę godne polecenia.

„Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”

Mildred Hayes to nie jest zwyczajna matka. Do ideału również jej daleko. Jest bezczelna, wyraża się czasem w sposób dość wulgarny, nie przebiera w środkach. Do tego bezsilność i złość wzrasta w niej od miesięcy z powodu niewykrycia sprawcy morderstwa nastoletniej córki, a powiększająca się desperacja, wynikająca być może z pewnego rodzaju poczucia winy, prowadzi ją do radykalnych zachowań. Mimo, że film porusza dość trudne tematy, dobrze się go ogląda, jest bardzo spójny. Przez cały czas widzowi towarzyszą emocje wszelkiego rodzaju. Mamy tu śmiech, wzruszenie, a czasem nawet przerażenie. Zresztą bardzo trafnie Filmweb określił gatunek jako „dramat/komedia/kryminał”, a do obejrzenia „Trzech billboardów…” z pewnością również zachęca wysoka ocena (8,0).

Już myślałam, że nie obejrzę tego filmu (ostatnio dobre produkcje są wyświetlane w kinach maksymalnie dwa tygodnie). Gdy pewnego dnia zarezerwowałam bilet na wieczór, okazało się, że muszę to odwołać, bo dopadło mnie przeziębienie. Kilka dni później już na miejscu w kinie, przy kasie biletowej okazało się, że jest awaria i film nie zostanie wyświetlony. Obejrzałam wtedy film „Czwarta władza” (2017) z genialną Meryl Streep w roli głównej i równie dobrym Tomem Hanksem (ocena z Filmweb: 6,6). Ale „Trzy billboardy…” chodziły za mną na tyle, że postanowiłam zerknąć ponownie na repertuar kina. Okazało się, że film zaczyna się za 10 minut – no żal było nie skorzystać. I nie żałuję! :)

.

„Podatek od miłości”

Tu się będę zachwycać! Ja nie wiem, czy kiedykolwiek widziałam tak dobrą polską komedię romantyczną (ocena Filmweb: 6,6). Bez głupkowatych i żenujących dialogów czy nierealnych, przesłodzonych scen. Każda postać jest wyrazista, każda wnosi coś ciekawego do filmu. Zresztą „Podatek od miłości” w ogólnej ocenie wygląda całkiem realnie. Do tego jest fajnie zagrany. Nie spodziewałam się również, że będzie tak zabawny. Nie będę wam opowiadać o czym jest, bo wszystko wyjaśni zwiastun:

.

Smutne jest to, że takiego Greya grają do znudzenia po kilka razy dziennie, a naprawdę dobre filmy są na ekranach tylko przez chwilę (pewien film historyczny był na ekranach przez tydzień, nikt go nie zareklamował, nie było ulotek ani żadnych widocznych informacji w kinie – a szkoda). No ok, może komuś się Grey podoba, choć nadal nie wiem, dlaczego (bo ma kasę? tym wam imponuje?), ale ja na dwóch poprzednich częściach, obejrzanych gdzieś w necie, zwyczajnie zasnęłam. Gdyby tak porównać poziom dialogów i drętwość scen do „Klanu”, można by obrazić „Klan”. Nie wykluczam, że może się to komuś podobać (i spoko), ale ja wam takich filmów nigdy polecać nie będę. Mnie całkowicie wystarczyła ta, jak zwykle trafiona, relacja Pawła Opydo: