W życiu dzieją się przeróżne rzeczy, ponosimy konsekwencje mniej lub bardziej trafionych decyzji, zmagamy się z różnymi emocjami – i to jest jak najbardziej OK, bo życie nie jest idealne, nie zawsze jest dobrze i pozytywnie.
Każdy tak ma, tu nie ma wyjątków. Każdy się z czymś zmaga. Jedni przez chwilę, inni przez lata a kolejni nawet przez całe życie. Różnica tkwi w tym, jak reaguje się na wszelkiego rodzaju trudne momenty. Czasem czujesz potrzebę zwyczajnie porozmawiać z konkretną osobą – kimś, kto doskonale wszystko rozumie, z kim można pogadać o niemal wszystkim, pożartować nawet na wyższym poziomie absurdu i bez obawy, że coś zostanie źle odebrane. Kto być może nie jest zamieszany w twoje sprawy i jest szansa, że zaskoczy cię świeżym spojrzeniem na sytuację. A wtedy łatwiej ci będzie poukładać parę wątków w całość i podjąć właściwe decyzje. Bo może do całej układanki brakuje tego jednego szczegółu – by ktoś cię rozśmieszył głupotami albo też pokazał sprawę z innego punktu widzenia czy dosadnie powiedział: „odpuść temat”. Pod warunkiem, że znajdzie choć chwilę w tym zabieganym świecie.
A czasem po prostu nie chcesz mówić nic. Nikomu. O niczym. Zostajesz sam z milionem myśli, a z każdym kolejnym dniem dochodzą następne. Mam na to sprawdzony, choć nie zawsze możliwy do realizacji sposób. Lubię czasem po prostu rzucić wszystko i pojechać gdzieś. Gdziekolwiek. Najczęściej w któreś z moich magicznych miejsc. Chociażby po to, żeby sobie posiedzieć nad wodą, poleżeć w trawie czy przez przednią szybę w aucie pooglądać, jak szybko zostają w tyle światła ulicznych latarń. I w jaki sposób rozluźnia przy tym kawał dobrej głośnej muzyki. Albo ciche mruczenie silnika. Odetchnąć, pozbierać się do kupy, a z tego całego chaosu w głowie zrobić sensowny plan. Wybrać cel. Albo przypomnieć sobie, jaki on był i czy nadal chcę się angażować w jego osiągnięcie.
Lubię też sobie odpalić motocykl, ten dźwięk mnie relaksuje. Potem wsiąść, zrobić parę kółek. Zmotoryzowani, którym choć raz ten temat zakręcił w głowie, zrozumieją o co chodzi.
Dlaczego się uśmiecham, nawet gdy wszystko wydaje się bez sensu?
Bo taką mam naturę.
Bo uśmiech przyciąga uśmiech. Wraca. A wśród wesołych ludzi jest przecież fajniej :)
Bo nie lubię mieszać wszystkich wokół w swoje sprawy.
Bo jutra może nie być.
Bo może właśnie ktoś czeka na ten jeden uśmiech, żeby odzyskać nadzieję.
I tu nie chodzi o to, by suszyć zęby jak popadnie, nieadekwatnie do okoliczności. Tylko o to, by nauczyć się żyć pozytywnie, mówić o dobrych rzeczach, ale i dobrze o złych. I nieść innym szczerą radość tam, gdzie tylko jest to możliwe. By dawać innym to, co chcielibyśmy sami otrzymać.
Tak po ludzku.
Bez hejtu w sieci – można się z kimś nie zgodzić i nie trzeba od razu się z tego powodu unosić. Wystarczy zaakceptować jedną prostą rzecz – prawda jest jak dupa, każdy ma swoją. Dlatego nie bawi mnie karmienie siebie i innych negatywnym przekazem, złymi rzeczami. Strony typu „frustracje drogowe”, gdzie ludzie często wzajemnie się wyśmiewają i niszczą, pod pretekstem piętnowania niewłaściwych zachowań drogowych, niejednokrotnie wywołują u mnie swego rodzaju niesmak. To zupełnie nie moja bajka. Sama jeżdżę codziennie z wideorejestratorem (co do zasady przepisowo, za wyjątkiem prędkości) i w ciągu tygodnia mogłabym zmontować pokaźnych rozmiarów materiał z tym, co kierowcy wyprawiają – o naprawdę bogatej treści, nieraz powodującej gęsią skórkę. Tylko po co… ludzie się będą pastwić, napędzając kółko wzajemnej adoracji (bo przykładów tego samego zachowania jest na grupach mnóstwo), a delikwent i tak się nie dowie, żeby mógł się poprawić. Dla mnie krytyka ma na celu poprawę zachowania, a nie wywoływanie niezdrowego zamieszania u towarzystwa, któremu się nudzi i tylko czeka na pożywkę. Co ciekawe, wielu z tych, co mają najwięcej do powiedzenia o błędach innych, wcale nie jeździ przepisowo… Ja natomiast wychodzę z założenia, że aby upominać innych, samemu trzeba być w porządku.
Bez nienawiści na co dzień – czemu ma służyć obrażanie innych? Dzielenie ich na lepszych i gorszych, prawych i lewych, wierzących i niewierzących, przyjezdnych i miejscowych… Znaczenie ma mieć jedynie to, jakim kto jest człowiekiem wobec innych, a nie to, gdzie się wychował czy jak wygląda.
Bez zbędnej złośliwości i okazywania wyższości – nie wszyscy muszą się znać na wszystkim. Nie wiedzieć to nie wstyd. Warto więc pytać mądrzejszych od siebie. To, jaką odpowiedź uzyskasz na swoje wątpliwości, powie ci wiele o drugiej osobie. A są i tacy, którzy się znają na wielu sprawach, ale nie mają ochoty walczyć z wrzeszczącym tłumem i nikomu niczego udowadniać – po prostu robią swoje. Nie daje to nikomu prawa do okazywania wyższości.
Bez zazdrości, że ktoś ma lepiej – fajnie, że ma! Ty też masz swoje atuty i osiągniesz to, na co masz ochotę, jeśli tylko będziesz chciał. Mówienie, że w tym świecie nie da się żyć bez znajomości jest usprawiedliwianiem własnej nieudolności. Obwinianie polityków o brak własnych sukcesów też jest słabe. W tym kraju jest miejsce dla każdego a twój sposób na życie to tak naprawdę twój wybór. Chcesz wegetować całe życie na zasiłku bez minimum wkładu własnego, to OK – ale nie narzekaj. Nie ma nic za darmo, co dajesz z siebie, wraca do ciebie.
.
Dobro powraca. Podarowany komuś czas nigdy, ale może wzbogacić obie strony o coś ważnego. Trzeba się tylko uważnie wsłuchać…
„Bo mnie na uśmiech zawsze stać,
nie lubię życia brać
zbyt serio, serio zbyt.
Bo ja na przekór wszystkim tym,
co zasmucają świat,
uśmiecham się przez łzy…”
.
/fotki: pixabay.com/