Lubię Beskid Śląski. Bo przypomina mi dawne wypady z dziadkami, bo jest tam sporo ludzi z moich stron, a do samego Ustronia mam zaledwie godzinę drogi i często mi się zdarzają spontaniczne wyjazdy na kilka godzin w tamte tereny. Choć czasem podróż kończy się w połowie drogi – w Pszczynie czy nad którymś z jezior. Tam też jest przecież tak pięknie…
[notka powstała we wrześniu 2014 roku jako szkic i później o niej zapomniałam. Myślę jednak, że większość z tych informacji jest aktualna, bo bywam tam co pewien czas i niewiele się zmienia]
.
USTROŃ
Choć jeżdżę do Ustronia od wczesnego dzieciństwa i może nie jest to jakiś wyjątkowej klasy kurort, bo lata swojej świetności ma już daleko za sobą, to jednak mam ogromny sentyment do tego miejsca i nigdy mi się ono nie nudzi. Może też dlatego, że spędzam tam czas w dobrym towarzystwie.
Powiem wam, co można tam robić.
Po pierwsze, nocleg.
Każdy znajdzie coś na miarę swoich potrzeb – można nocować za 30-80 zł w jakimś pensjonacie, można również wydać trochę więcej na pobyt w hotelu ze spa, położonym nad samą Wisłą. Co kto lubi, wystarczy dobrze przegrzebać internet. W moim przypadku koszt noclegu jest znacznie wyższy niż paliwo w obie strony, więc jeśli miałabym szukać zaczepienia na jeden nocleg, to wolę przyjechać na jeden dzień i wracać, a następnego dnia wybrać się w inne okolice. O ile mniej rzeczy trzeba wtedy ze sobą wozić!
Po drugie, parking.
Możemy przyjechać autobusem czy pociągiem (głównie Koleje Śląskie) – tanio i całkiem w porządku. Jeśli jednak zdecydujemy się na wypad samochodem, musimy liczyć się z płatnymi parkingami (choć tylko w weekendy). Na Równicy parking również jest płatny. Darmowy za to jest obok szkoły widocznej z ulicy 3 Maja (za przystankiem po prawej, wjazd obok muzeum motocykli). Drugi parking darmowy jest mniej więcej po drugiej stronie ulicy 3 Maja, w małej uliczce. Do tego pod marketami (Carrefour, Lidl – za rynkiem i biblioteką po drugiej stronie; Tesco – przy wyjeździe na Cieszyn po lewej).
Po trzecie, jedzenie.
Jestem stałym gościem w kawiarni Delicje przy ul. 3 Maja 11 od dłuższego czasu. Nie mogę sobie odmówić tych kuszących słodkich wspaniałości. Bardzo przyjemne miejsce, miła obsługa i duży wybór pysznych rzeczy. Do tego ceny jak najbardziej normalne.
A jeśli na gofra z owocami i bitą śmietaną, to na pewno do Smakomania Cafe, na Grażyńskiego 2…
Niby deser powinien być dopiero po obiedzie, ale różnie to bywa przecież. Dlatego o głównym posiłku dopiero teraz… Na porządny, dobrze zrobiony domowy obiad warto się wybrać do Diablego Dołka (ul. Grażyńskiego 1). Porcje są duże i do tego naprawdę tanie (ok 15-20 zł za spore danie) a i atmosfera dość klimatyczna i oryginalna. Wszystko na powietrzu, łatwo trafić, bo widać i słychać.
Jeśli jednak ktoś preferuje coś mniej zdrowego, polecam pizzę w Capri 2 przy ul. Traugutta 4. Jadamy tam na zmianę z Diablim Dołkiem i za każdym razem pizza jest naprawdę smaczna. Ceny normalne.
A jeżeli chcesz spróbować czegoś oryginalnego, zamów zapiekankę „u Kariny” (niepozorna budka przy ul. 3 Maja, obok darmowego parkingu przy szkole). Zapiekanka z kurczakiem była świetna, hot-dog również niczego sobie, wszystko naprawdę duże i ze świeżych składników. Natomiast tortilli z panierowanym kurczakiem nie będę polecać, bo zarówno smakiem, jak i wielkością delikatnie mówiąc nie dorównywała innym daniom proponowanym w podobnej cenie. Szkoda.
.
Jeszcze mam w planie odwiedzić kiedyś dwie restauracje: SiSi (kiedyś chciałam tam zjeść pizzę, ale nie mieli świeżych pieczarek, więc zrezygnowałam i wtedy właśnie odkryłam Capri 2) oraz Karczmę Wrzos, w pobliżu rzeki i przejazdu kolejowego. Opinie mile widziane w komentarzach.
Po czwarte, spędzanie czasu.
Dla wielbicieli górskich wypraw Ustroń nie ma zbyt wiele do zaoferowania, z tych najbardziej znanych pagórków mamy Równicę, na którą można też wyjechać autem (choć nie na sam szczyt) oraz trochę wyższą Czantorię, na którą leniwych zawiezie wyciąg.
Spacery po parku i leżenie na kocu nad Wisłą czy oglądanie występów na ryneczku to bardzo przyjemna część pobytu, jednak jest jeszcze kilka innych atrakcji. Poza wizytą na korcie tenisowym czy placu zabaw z siłownią (wzdłuż Wisły i torów kolejowych, za hotelem Olympic), możemy również wypożyczyć rower (ceny różne – ok. 20-30 zł za godzinę lub ok 80 zł za cały dzień, zniżki na cały weekend) albo zabrać rolki i znaleźć bezpieczne dróżki asfaltowe, których tam niemało.
W uzdrowiskowej części miasteczka jest pijalnia wody i sporo zieleni, a w okolicy znajdziecie również Leśny Park Niespodzianek – szczególnie rodzicom polecam wypad w to miejsce, bo dzieciaki będą miały frajdę oglądając zwierzęta z bliska i mogąc je karmić, a i z was wyjdzie głęboko skrywane dziecko i będziecie przy okazji fajnie się bawić. Wstęp tylko odrobinę tańszy niż bilet do kina, ale wspomnienia będą znacznie lepsze niż po obejrzeniu kolejnego badziewia na dużym ekranie.
Przyjemności trzeba sobie dawkować, więc nie wykorzystujcie wszystkich opcji naraz.
.
WISŁA
Kiedyś (w podstawówce) ciągle jeździłam tam na narty zimą. Aż w końcu pojechałam w Alpy i w polskie słabo naśnieżone górki już mnie nie ciągnęło. Tak naprawdę rynek zobaczyłam po raz pierwszy dopiero niedawno. Miłe miejsce, można przysiąść i odpocząć. Niestety parkingi drogie jak w Zakopcu. Za to park wodny Tropikana (Hotel Gołębiewski) to miejsce z rodzaju tych, których nie mija się ot tak. Trzeba wstąpić. Hotel jest położony na wzgórzu, dlatego siedząc w bąbelkach można zachwycać się widokiem zza dużych okien. Atrakcji jest wiele, od groty solnej czy tężni, po różnego rodzaju jacuzzi oraz baseny czy zjeżdżalnie. Szatnie są koedukacyjne, więc rodzina może się zapakować w jedną torbę i nie trzeba będzie robić zamieszania ze zmianą pomieszczeń. Na szczęście obecnie to już standard. Parking tylko taki trochę beznadziejny. Stromy, mały i ciasny, położony w połowie wzgórza. Ale cóż, nie wszystko musi być idealne. Ważne, że darmowy.
.
CIESZYN
Miasto przygraniczne. Pierwszy i najważniejszy punkt programu wizyty to zawsze hurtowy zakup czekolady Studentskiej. Później można sobie spacerować uroczymi uliczkami, przejść na czeską stronę, zwiedzić rotundę św. Mikołaja (przy ul. Zamkowej), która jest symbolem dawnej Polski a przypomina nam o tym banknot o nominale 20 zł. Tak się narzeka na szkołę, że nic nie wnosi w życie, a ja nadal z sentymentem wspominam, jak w podstawówce na zajęciach z panią historyk sztuki rysowaliśmy ten romański kościółek. Od tego bowiem czasu zaczęłam rysować pod jej okiem i brać udział w wystawach ze swoimi pracami. I do dziś pamiętam, co to za budynek i gdzie jest położony.
Poprzednio, gdy byłam w Cieszynie na początku wiosny, cały dzień padał deszcz. Złapaliśmy więc z moim Towarzyszem Podróży parasol, zdobyliśmy kilka czekolad, zjedliśmy pyszną pizzę w Czechach, w restauracji położonej nieopodal rynku i pobiegliśmy z powrotem do samochodu. Ostatnio natomiast, choć pogoda nie była idealna, trafiłam na Międzynarodowy Studencki Festiwal Folklorystyczny. Na rynku odbyły się występy grup z naprawdę różnych części świata. najbardziej jednak zapadła mi w pamięć zumba z porcelaną, czy co to tam było…
A po występach kolorowy korowód przeszedł uroczyście do teatru na dalszą część programu festiwalowego.
Jedyne, co mnie drażniło w Cieszynie ostatnio, to fakt, że ciężko znaleźć miejsce parkingowe i można jeździć w nieskończoność po centrum, bo wszędzie są jakieś remonty i zmiany w ruchu. Ale to nic, naprawią i będzie ładnie.
No. To teraz już wiecie, gdzie można spędzić fajną majówkę :)