Ostatnio zapragnęłam ponownie poszerzyć swoją biblioteczkę. Chociaż, prawdę mówiąc, robię to co chwilę. Każda książka, którą mam na półce przeszła selekcję przed zakupem, a mimo to mnożą mi się one jak grzyby po deszczu, więc staram się jakoś ograniczać. Tym razem postanowiłam skorzystać z dość sporej zniżki i wspólnie z koleżanką, dzieląc koszty wysyłki na dwie osoby, zamówiłyśmy 6 sztuk. Co z tego wynikło?
Same problemy.
Zamówienie w księgarni Olesiejuk.pl złożyłam w środę, z odpowiednim wyprzedzeniem, by jedna z pozycji mogła posłużyć jako prezent. Wszystkie książki dostępne na stronie, zamówienie, przelew, kurier UPS. Stwierdziłam, że skoro kurier z tej firmy prawie codziennie przyjeżdża do sąsiada, to nawet jeśli mnie nie będzie, paczkę zostawi u niego – jak zwykle. Ze strony księgarni szybko poszło, wkrótce status zamówienia zmienił się na 'wysłane’…
W piątek cały dzień byłam w domu z głową w książkach. Kuriera nie widać. Pomyślałam, że różnie bywa i postanowiłam cierpliwie czekać do poniedziałku. Tym bardziej, że miałam jeszcze kilka dni w zapasie, aż tak mi się nie spieszyło. W poniedziałek kuriera brak. Podejrzane. We wtorek kuriera brak. Czas na interwencję: strona UPS, numer przesyłki, „piątek: pierwsza próba dostarczenia; poniedziałek: druga próba; wtorek: podjęto trzecią i ostatnią próbę dostarczenia przesyłki”. SZOK. W podanych godzinach co najmniej dwie osoby były w domu. Zwykle jak kurier nie mógł czegoś dostarczyć, dzwonił na podany numer telefonu i umawiał się indywidualnie. Nikt tym razem nawet nie próbował… Interwencji ciąg dalszy: telefon do UPS. Załatwią. Tego samego dnia po południu kurier przyjechał, pan jakiś nowy – nie ten co zawsze, choć upierał się, że bardzo dobrze poznał już nowy obszar, bo długo jeździł z poprzednikiem. Tak, to widać. I zaczął robić problemy z papierami, ale szybko mu przeszło ;)
Szczęśliwa, że już paczka dotarła, wbiegłam na górę, położyłam ją na podłodze, bo spora była i otwieram… SZOK. Zamiast sześciu zamówionych książek widzę trzy, do tego jedna ma lekko uszkodzoną okładkę. Pech chciał, że wśród tych trzech książek nie było właśnie tej, na której mi najbardziej zależało. Znowu interwencja: telefon do księgarni. Bałagan. Nie zdołali zgromadzić zamówionych książek, mogą zwrócić pieniądze. Szlag by to trafił. Bo nie można napisać maila czy zadzwonić, że zamówienie nie może być w całości zrealizowane? Przynajmniej zdążyłabym złożyć zamówienie w innym sklepie. Zwykle firmy pytają wtedy, czy odstąpić od zamówienia, czy zrealizować je w formie okrojonej. Tutaj zero kontaktu w tej sprawie, niech się klient martwi.
Zamówiłam brakujące 3 książki w innej księgarni (Bookshop s.c.), niestety drożej. I jakoś dało się kulturalnie wszystko załatwić – na drugi dzień po otrzymaniu komunikatu „wysłane”, książki przyjechały moją ulubioną Siódemką i – jakie to dziwne – bez problemu trafiły do mnie.
Niby znane firmy, wyrobiona marka, a jednak… niesmak na tyle duży, że więcej żadnej książki nie zamówię w Olesiejuku, bo nie wiem, czy ją dostanę i czy łaskawie Wielcy Państwo zechcą mnie poinformować o czymkolwiek. A o zwrot pieniędzy będę się potem pewnie prosić. I po co się też dodatkowo stresować – konkurencja jest na tyle duża, że bez problemu można znaleźć kogoś, kto stanie na wysokości zadania. Prowadzenie firmy nie jest obowiązkiem i na pewno nie każdy powinien się za to zabierać. Przykre…
z zamawianiem przez internet różnie to bywa :/
ale ostatnio przekonałam się to tego i z przyjemnością kupuję – zwłaszcza jeżeli znajomi polecają kupić to czy tamto … „bo to jest sprawdzone” – ale błędy niestety czasami się zdarzają.
pozdrowienia :)
Zgadzam się, błędy się zdarzają. Ale wtedy ważne jest, żeby winny te błędy dostrzegł i w odpowiedni sposób zereagował. Jestem dość cierpliwa, jeśli chodzi o ludzkie błędy, bo każdemu się zdarzają. Tylko w momencie, gdy ktoś uważa, że „przecież wszystko jest OK”, zaczynam się wkurzać…
z tymi dostawcami tak właśnie bywa. Ja mimo swojej obecności w domu znalażła w skrzynce awizo. Na poczcie nie przyjmowali argumentów, że w domu ktoś był tylko panu nie chciało się zapewne przycisnąć guziczka domofonu.
To akurat też bardzo często się zdarza. Nie wiem, czy to faktycznie dla nich łatwiej wypisać awizo, niż poczekać sekundę na otwarcie furtki. Właściwie niech rozdają same awiza zamiast listów za połowę pensji, jeśli mają z tym taki problem. I tak trzeba się przejść na pocztę a znaczki by chociaż były tańsze.
Ale po drugiej próbie dostarczenia, jak w przypadku kuriera, już by mnie coś zastanowiło na jego miejscu…