„Jak zostać królem” (2010)

„The king’s speech”.
Tego filmu nie dodaję do serii „Może warto coś obejrzeć?”, bo wręcz należy go obejrzeć – bez dwóch zdań. Po raz pierwszy podczas seansu nie spojrzałam ani raz na zegarek. Zapomniałam po prostu o całym świecie… Bo film jest naprawdę wyjątkowy…

Zanim zdecydowałam, że wybiorę się właśnie na „Jak zostać królem”, miałam wiele różnych myśli w głowie:

1) To przecież film o królach, a ja nie dość, że nie lubię historii, to tego typu historycznych flaków tym bardziej. -> Ta myśl została zweryfikowana już w pierwszych minutach filmu. Nie był to jakiś tam historyczny film, tylko niezwykła opowieść o wyjątkowym człowieku.

2) Cóż ciekawego może pokazywać film, który ma taki tytuł? 5 rad jak zostać królem? -> Może faktycznie tytuł nie zachęca. Można było go dużo trafniej przetłumaczyć, bo na pewno nie chodzi tu o poradnik.

3) Nikt tego filmu nie reklamuje… -> A czy nie jest tak, że to właśnie reklamowane na siłę produkcje są niegodne uwagi? Zasada, że dobrego nie trzeba reklamować, ma zastosowanie i tutaj. Szkoda jedynie, że na seansie było tylko pół sali, za to na głupawych polskich komediach bywają tłumy. Ale myślę, że ci, którzy obejrzeli „Jak zostać królem”, sami zrobią reklamę, jak ja to właśnie czynię ;)

4) Film zyskał aż 12 nominacji do Oskara. Czyli ktoś w nim coś dostrzegł… -> To była myśl, która ostatecznie wygrała. Przyczyniła się do tego moja nieskończona ciekawość ;) i całe szczęście, bo warto było pójść.

O czym więc jest ten film?

Najprościej mówiąc: o człowieku, który musiał pokonać własne słabości, by stać się kimś wielkim – dla siebie i dla innych – królem. A wszystko to przy pomocy pewnego terapeuty o niekonwencjonalnych metodach i przy wsparciu najbliższych. To opowieść o przyjaźni, zaufaniu, wierze w drugiego człowieka…

 

W recenzji na stronie kinomaniak.pl autorka, Joanna Moreno, pisze:

Czasem zapominamy, że przywódcy, monarchowie, bohaterzy to też zwykli ludzie. Z bardzo przyziemnymi słabościami, kompleksami i lękami. Tom Hooper przypomina nam o tym w zabawnym i błyskotliwym stylu.

A w recenzji na filmweb.pl autorstwa Łukasza Muszyńskiego,  możemy przeczytać taki oto opis:

Gdyby „Jak zostać królem” wystawiano na scenie, widz nie miałby szans, aby w pełni rozkoszować się grą Colina Firtha. Kiedy Albert próbuje wygłosić przemówienie do narodu, sama jego twarz staje się polem niesamowitego spektaklu. Znajdująca się blisko bohatera kamera rejestruje ruch każdego mięśnia, każdy grymas i zmarszczkę. Czy przerażonemu królowi uda się powiedzieć wszystko bez zająknięcia? Czy przebrnie przez trudne do wymówienia słowa? Czy okaże się wiarygodny dla poddanych? Napięcie, jakie udało się Firthowi stworzyć na ekranie, godne jest Oscara.

.

„Jak zostać królem” to konfrontacja człowieka wielkiego z racji tytułu a jednocześnie małego i zagubionego z powodu swojej słabości z człowiekiem zwykłym, szarym, a jednocześnie wielkim duchem i charakterem.

 

Co wynika z tej konfrontacji?

 

Zobaczcie sami!

 

Dane filmu:

obsada: Colin Firth, Geoffrey Rush, Guy Pearce, Helena Bonham Carter
twórcy: reżyseria: Tom Hooper, scenariusz: David Seidler, zdjęcia: Danny Cohen, muzyka: Alexandre Desplat
szczegóły: dramat/historyczny, Australia, Wielka Brytania, 2010
premiera, dystrybutor: kino (Świat): 6 września 2010
kino (USA): 26 listopada 2010, Weinstein Company
kino (Polska): 28 stycznia 2011, Kino Świat
czas: 118 minut

Nagrody: 12 nominacji do Oskara, 7 nominacji do nagrody Złote Globy, w tym statuetka w kategorii „Najlepszy aktor – Dramat” dla Colina Firtha.

.

.

EDIT: Jeszcze jedno… Przedwczoraj zauważyłam reklamę tego filmu mówiącą, że to „królewsko śmieszna komedia”, czy coś takiego. Nie chcę komentować, w jaki sposób to hasło mogło powstać, ale ja bym tego do komedii nie zaliczyła. Raczej do dramatu. Dlatego hasło reklamowe uważam za mylące i wręcz nieodpowiednie. Może macie inne zdanie?

5 thoughts on “„Jak zostać królem” (2010)

  1. A mnie nie zachwycił i podczas seansu właśnie często spoglądałam na zegarek ;) Gdyby nie świetny Geoffrey Rush pewnie nudziłabym się jeszcze bardziej… Ogólnie wg mnie film ok, ale właśnie nie wiem, czemu nim się wszyscy tak zachwycają. Ale oczywiście piękno recenzji polega na ich zupełnej subiektywności. Cieszę się, że Tobie się podobał :)

    1. Dobrze, że napisałaś o swoich wrażeniach, bo po 1 – „podobanie się” jest sprawą indywidualną i zależną od gustu (czyli od „widzimisię”), a po 2 – dobrze jest przed wyborem czegokolwiek poznać różne poglądy.

      Osoby, z którymi rozmawiałam o filmie, były (tak jak ja) zadowolone z seansu, więc postanowiłam film zareklamować.

      Jeśli będziesz miała kiedyś chwilkę, to wrzuć w komentarzu kilka tytułów swoich ulubionych filmów, które polecasz :)

  2. BTW. Zastanawiam się nad pójściem na film Och, Karol 2, bo pierwsza część z 1985 r. była niezła. Poleci mi go ktoś albo odradzi? :)

    1. Odradzam większość polskich filmów ;) Ten też :) Pierwsza część, jak sama napisałaś, była z 1985 r. i dlatego pewnie była niezła. Na temat tej się nie wypowiadam, bo nie widziałam. Ale z doświadczenia pragnę ostrzec – w ostatnich latach na większości polskich „komedii” wynudziłam się niemiłosiernie i żałowałam, że coś mnie podkusiło i wydałam 15 zł na bilet… Już wkrótce pewnie będzie w tv i wtedy za darmo zobaczę go sobie na kanapie we własnym pokoju ;)

      Jeśli jednak poszłaś, to daj znać – może jednak warto czasami się przełamać i nie dać się stworzonym przez siebie uprzedzeniom ;)

      1. Myślałam, że skoro odradzasz, to widziałaś. Faktycznie, niewiele ostatnio jest dobrych polskich filmów, dlatego trzeba robić dokładną selekcję, bo bilety coraz droższe.

        Jednak się zdecydowałam pójść. Film był oparty na niemal tym samym scenariuszu, różnił się sposobem realizacji i – wiadomo – realia dostosowane były do naszych czasów. Wydaje mi się, że stara wersja była lepiej dopracowana, ale i w tej można było odnaleźć coś ciekawego. Jak film ukaże się na dvd, to obejrzę ponownie i napiszę notkę na ten temat. Bo narazie nie wiem sama jak to ugryźć. Powiedzmy, że na rozrywkowe spędzenie dwóch godzin film ten w miarę się nadaje, ale niech lepiej każdy sam oceni. Może gdybym nie widziała starej wersji i nie miała do czego porównać, byłabym zachwycona pomysłem. W obecnym wypadku jest to dla mnie odgrzany kotlet z oryginalnym, niezłym sosem :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.