Świat do góry nogami.

I znów wszystko stanęło na głowie. W przenośni i dosłownie ;) A dzieje się sporo.

Wybrałam się wreszcie na długo oczekiwaną wyprawę w kierunku wschodnim. Polska, jak najbardziej. Na zagranicę przyjdzie czas w maju ;) Towarzyszył mi lekki stresik – jak to zwykle, gdy nie wiem czego się spodziewać. Ale zdecydowanie obstawałam przy swoim (naszym?). Pojechałam, zobaczyłam, wróciłam. Zadowolona. Coś jak veni – vidi – vici. Mam nadzieję, że ten entuzjazm wypływa z obu stron ;)

Odwiedziłam też uczelnię. Chciałam się przekonać, czy warto. Warto. Urzekła mnie otwartość i życzliwość, klimat i specyfika. Miejsc, osób, możliwości. Oryginalność – to jest to! Przecież zawsze byłam niebanalna ;) Zawsze dążyłam do czegoś nowego, a każdy etap w moim życiu to kolejny krok w nieznane. Nigdy nie żałowałam. Teraz też nie mogę.

Wspomnienia mam bezcenne. Dwóch świetnych „przewodników” zabrało mnie na rundkę po mieście. Radości nie było końca ;) Znaczy był koniec, ale nieunikniony. Czas nie będzie na nas czekał. Ale wspomnienia zostają na zawsze. I zawsze też można zrobić replay.

A na zakończenie znalazłam się kilka metrów nad ziemią do góry nogami. Z własnej (!) woli. Co poradzę, że lubię adrenalinę i jak jest okazja, to albo siadam do rollercoastera albo do samochodu ;) Tym razem TO COŚ, co sprawiało, że pamiętam tylko scenariusz chmury-ziemia-chmury-ziemia, sprawiło także, że przekonałam się, jak to dobrze mieć szalone pomysły. W dodatku u boku kogoś, komu one nie przeszkadzają – a wręcz przeciwnie – kto pomaga je realizować, uzupełniając swoimi, równie ciekawymi. Teraz pozostaje czekać na kolejny wyjazd i kolejne szaleństwo, które zdarzy się jak zawsze spontanicznie i niechcący…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.