Językiem każdy posługuje się na co dzień. Jedni robią to niezwykle sprawnie, inni powinni się jeszcze wiele nauczyć. Każdy robi to na swój sposób, mniej lub bardziej skuteczny, wywołując przy tym cały wachlarz uczuć u odbiorcy, zależnie (a może nieraz niezależnie) od intencji.
Zacznijmy od języków obcych. Niedawno wpadła mi w ręce książka „Sekrety poliglotów” Konrada Jerzaka vel Dobosza (wyd. w 2014 r.). Podeszłam do niej z dystansem, jak do każdej literatury, która ma działać na zasadzie „kup a poznasz wielki sekret, o którym się nawet fizjologom nie śniło”. Stwierdziłam jednak, że 95 stron można połknąć w parę chwil, czemu więc nie spróbować. Książka nie tyle jest zbiorem 17 sekretów, co takiej ilości dobrych i praktycznych porad, jak uczyć się języków obcych, a wszystko to przeplatane jest krótkimi historyjkami o sposobach przyswajania wiedzy językowej przez największych poliglotów na świecie. Autor swoim tekstem wzbudza zaufanie, bo po pierwsze, w swoich radach nie jest nachalny i nie mówi „masz robić tak jak ja, bo inaczej się niczego nie nauczysz”. Wręcz przeciwnie – zachęca, by znaleźć swoją metodę, ale dla ułatwienia podaje już sprawdzone sposoby. Po drugie zaś, autor uczy się dwudziestu języków naraz. Są one bardzo zróżnicowane pod każdym względem, nie do każdego pasuje ta sama metoda nauki, tego samego typu podręczniki. To naprawdę ciekawe poczytać, co ma do powiedzenia osoba o tak szerokich horyzontach (przypominam, że nauka języka to nie tylko poznawanie słów i gramatyki, ale również zrozumienie kultury, zaznajamianie się z całym światem ludzi posługujących się danym językiem).
Jako osoba, która miała okazję uczyć się języków chyba na każdy możliwy sposób, doceniam, że ktoś był w stanie zebrać i przedstawić w tak luźny i przyjemny sposób całkiem sporo praktycznych rad. Ja wypracowałam sobie swoje metody, częściowo pokrywające się z opisanymi w książce, wiem też już doskonale, co w moim przypadku na pewno nie zadziała i co nie daje takich efektów, jakich bym sobie życzyła. Z rad autora bardzo chętnie skorzystam i zweryfikuję na nowo parę kwestii. Jednego natomiast jestem pewna – odkąd uczyłam się hiszpańskiego z argentyńskim nativem, który pokazał, jak w ciągu miesiąca sprawić, żeby ktoś (bez względu na wiek) swobodnie mówił w obcym języku, nigdy więcej nie sięgnę do nudnych zadań gramatycznych, w których każde zdanie jest jeszcze bardziej przewidywalne od poprzedniego. Nie będę też wkuwać na pamięć 200 słówek jak to robiło się lata temu w gimnazjum, bo to zawsze wzbudzało we mnie niechęć. Wiem, czego oczekiwać i wiem, jak chcę to osiągnąć, dlatego daję sobie rok na całkowite przypomnienie jednego z języków, którym kiedyś dość dobrze się posługiwałam. Rok to i tak dużo, biorąc pod uwagę, że poligloci ogarniają jeden język w 6 tygodni ;)
Czas na język ojczysty.
Niedawno przeglądając prasę trafiłam na wzmiankę o książce „Zapomniane słowa” – antologia pod redakcją Magdaleny Budzińskiej z 2014 r. Jest to zbiór krótkich felietonów różnych autorów na temat słów, które są u nas coraz rzadziej używane, a jeśli są nadal w obiegu, to w nieco zmienionym znaczeniu. Urzekł mnie tekst o archaizmach Michała Ogórka, pozwolę sobie zacytować mały fragment:
„Sądząc po codziennych telewizyjnych obrazkach z Aten, najbardziej archaiczne jest tam to, że coś funkcjonuje. Strajkowano już za mitologii, a Herkules jest tam czczony za to, że wykonał w ogóle jakąkolwiek pracę, i już samo to uznano za nadludzki wysiłek”.
Jestem dopiero na początku książki, ale zamierzam niezwłocznie kontynuować lekturę. Przede mną jeszcze takie wyrazy jak: buchadło, bumelant, charakterność, dezabil, dusza, facecjonista, flota, garsoniera, gumno, harmider, jarosz, jegomość, kajet, kalkomania, kibić, kobiałka, kontent, krnąbrny, kukuruźnik, łapserdak, miglanc, niepomny, niezborny, nobliwy, ochędóstwo, ogłada, ordynus osobliwy, owszem, poniewczasie, powalać, prywaciarz, psiakrew, służyć, smugi, statki, suty, szadź, trzpiot, urwis, wzuwać, Żydki. I sporo innych. Wiele z tych słów Word podkreśla jako nieznane. I w całym tym czytaniu nie chodzi o to, czy się zna dane słowa lub gdzieś się je słyszało, czy też będą dla kogoś nowością. Są one bowiem w tak fajny sposób wplecione w tekst, że przyjemnie poczytać, uśmiechając się przy tym raz po raz. Książka nie jest słownikiem języka polskiego i nie nastawiajcie się, że jak o języku to od razu nudna. Jeśli kogoś interesuje polszczyzna, to na pewno doceni tego typu zbiór, tym bardziej, że autorami felietonów są takie osoby jak Jan Miodek, Jerzy Bralczyk, ks. Adam Boniecki, Mariusz Szczygieł, Magdalena Środa, Wojciech Młynarski, Joanna Szczepkowska Maja Komorowska, Olga Tokarczuk, Ewa Łętowska, Monika Płatek, Jan Jakub Kolski i inni. Wiadomo, że nie każdy styl, w jakim napisano poszczególne teksty nam będzie pasował, ale po pierwsze – są one dość krótkie, a po drugie – zawsze można coś pominąć i wybrać takie słowa, o których faktycznie chcemy poczytać albo takich autorów, których sposób formułowania myśli jest nam w jakiś sposób bliski. Tej książki nie trzeba czytać od deski do deski i to jest w niej właśnie fajne.
*****
O ile „Zapomniane słowa” to nie jest książka dla każdego, tak „Sekrety poliglotów” powinien przeczytać każdy, kto się kiedykolwiek uczył (lub zamierza) języków obcych, posługuje się nimi na co dzień lub od święta. Nade wszystko zapoznać się z nią powinni nauczyciele języków, żeby – pomimo głupich zasad narzuconych podstawą programową – spróbowali choć w minimalnym stopniu wdrożyć coś naprawdę skutecznego i zachęcić młodych ludzi do rozwijania swoich umiejętności w tym temacie.