Rozpoczęłam niedawno długie ferie świąteczno-noworoczne, dlatego pozwolę sobie nadrobić zaległości i przedstawić wam kolejne pozycje w naszej rodzimej literaturze.
O pierwszej części powieści Masy i Artura Górskiego pisałam-> TU <-. Dziś będzie o pieniądzach. Bo kto z nas nie lubi pieniędzy…
O ile pierwsza część była dla mnie dość szokująca, tak przez drugą przebrnęłam z nieco większą dozą obojętności na przedstawione wydarzenia. Nie oznacza to oczywiście, że książka była nieciekawa, wręcz przeciwnie. Tylko po prostu tak ogromne kwoty, jakimi posługiwali się niegdyś bohaterowie książki, nie robią na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Zazdrości też nie wywołują. Owszem, wyrzucanie banknotów garściami z kieszeni nie należy do codziennych obrazków, ale to raczej ze względu na fakt, że obecnie wszystko trzyma się na bardziej lub mniej oficjalnych kontach albo w sejfie. W latach 90. wiele rzeczy wyglądało inaczej, o czym niewątpliwie warto przeczytać.
Jedną z najbardziej interesujących rzeczy, o których miałam możliwość się dowiedzieć z książki o pieniądzach polskiej mafii, było to, w jakich branżach bogacili się opisywani panowie. W zasadzie wszystkie przywołane nazwy firm są mi w jakimś stopniu znane, ale najbardziej chyba godna uwagi jest wzmianka na stronie 148, przedostatni akapit. Szczególnie w dobie tego, co niektórzy lubią nazywać nagonką i próbą zdeprecjonowania tej opisanej tam instytucji. Żeby było jasne – absolutnie nie jestem jej przeciwniczką, irytuje mnie jedynie obłuda, jaką mają czelność prezentować niektórzy jej przedstawiciele… znajdźcie sobie i poczytajcie – myślę że warto mieć świadomość i nieco szerszą wiedzę o otaczającym nas świecie…