Wiele lat temu usłyszałam pewną piosenkę. Jej słowa wybrzmiewają mi w głowie do dziś – „miłość to bzdura, istnieje w filmach i tanich lekturach”. Lubię ten tekst, ale zawsze traktowałam go w kategorii żartu. Bo czy miłość może być bzdurą, jeśli poświęcono jej miliony dzieł a wielcy filozofowie spędzili całe życie na snuciu teorii z nią związanych?
Ostatnio jednak w przypływie filozoficznych uniesień doszłam do wniosku, że nie wiem czym tak naprawdę jest miłość, bo nie potrafię jej jednoznacznie zdefiniować. Tak już mam, że muszę wszystko nazwać odpowiednio konkretnie. Owszem, to „się czuje”, AAALE… co się czuje i jak? – wracamy do punktu wyjścia.
Zwróciłam się z prośbą o pomoc do wujka Google. Jak zawsze okazał się niezawodny, ale dopiero później. Najpierw pokazał mi, czego ludzie poszukują, szukając miłości…
Albo to:
Z kolei tu ostatnie hasło przywołało mi na myśl pewien słynny plakat, a raczej dopisek do niego… (dla przypomnienia: „*****. Słyszę to codziennie. Nienawiść boli.” […])
I na tych przykładach widać, że ludzie poszukują różnych rzeczy. Nie wszystkim miłość kojarzy się pozytywnie, ale to już inna bajka.
Ja natomiast próbowałam poskładać swoją definicję miłości na podstawie cytatów, które do mnie różnymi drogami docierają.
Van Gogh wypalił na dzień dobry: „Kochać to także umieć się rozstać.” To ja dziękuję za taką miłość, jak mam się rozstawać. No, chyba że na chwilę.
Paulo Coelho jak zawsze odkrył Amerykę i od razu Kraków zbudował: „Miłość jest jak narkotyk.” Później jeszcze się całkiem sensownie (jak na niego) wytłumaczył: „Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie nowemu uczuciu. A następnego dnia chcesz więcej. I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg, to jednak poczułeś już jej smak i wierzysz, że będziesz mógł nad nią panować. Myślisz o ukochanej osobie przez dwie minuty, a zapominasz o niej na trzy godziny. Ale z wolna przyzwyczajasz się do niej i stajesz się całkowicie zależny. Wtedy myślisz o niej trzy godziny, a zapominasz na dwie minuty.”
To już gdzieś chyba słyszałam… „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.”
Sapkowski jak dotąd najbardziej sensownie: „Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbuj zdefiniować kształt gruszki.”
Ale lecimy dalej.
„Miłość niespełniona to specyficzny rodzaj nienawiści.” – H. Sakutaro. Hmmm… czy ja wiem…?
To całkiem dobre: „Prawdziwa miłość zaczyna się tam, gdzie niczego już w zamian nie oczekuje.” Ale czy naprawdę nie oczekujemy w zamian tego samego – miłości?
Luís de Camões trochę racji niewątpliwie ma, mówiąc: „Miłość jest to jakieś nie wiadomo co, przychodzące nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak, i sprawiające ból nie wiadomo dlaczego.”
A J.Carroll znowu z innej strony ugryzł temat: „Miłość jest śmiercią: śmiercią odrębności, śmiercią dystansu, śmiercią czasu. W trzymaniu się z dziewczyną za ręce najpiękniejsze jest to, że po chwili zapominasz, która ręka jest Twoja. Zapominasz, że są dwie, nie jedna.”
Wychodzi na to, że również Erich Fromm wiedział jak żyć: „Niedojrzała miłość mówi: kocham cię, ponieważ cię potrzebuję. Dojrzała mówi: potrzebuję cię, ponieważ cię kocham.” (tego akurat nie skomentuję, bo nazbyt mi się kojarzy z pewnymi śmiesznymi latami i pewnym zabawnym związkiem)
A internety wygrał dla mnie A.C.Swinburne z hasłem: „Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.” ;)
Stendhal natomiast twierdzi: „Kochać to znaczy znajdować rozkosz w widzeniu, dotykaniu, czuciu wszystkimi zmysłami, z tak bliska, jak tylko można, istoty ukochanej i kochającej.”
A. Sapkowski wyraził się równie pięknie, co tajemniczo: „Miłość kpi sobie z rozsądku. I w tym jej urok i piękno.”
I wiem, że nic nie wiem. Zero konkretów.
.
Ostatecznie wylądowałam na Wikipedii. Encyklopedii, która podobno wie wszystko. Trafiłam w sam środek teorii miłości (polecam poczytać: KLIK!) i za cholerę nie wiem, czy mam sobie wybrać swoją wersję, czy jak… Dla mnie wszystko jest całkiem sensowne. Najpierw mamy zauroczenie, robi nam się „cieplej” na sercu na widok ukochanej osoby, buzia sama się śmieje a oczy zdradzają zainteresowanie. Potem stopniowo przechodzimy w kolejny etap – albo zobojętnienia, albo prawdziwej miłości.
.
A może kochać to znaczy…
Chcieć dla kogoś jak najlepiej, samemu będąc przy tym szczęśliwym. Czuć, że żyjesz! Cieszyć się z każdej spędzonej wspólnie chwili, potrzebować bliskości tej osoby, tęsknić i mieć nadzieję na kolejne spotkanie. Być sobą i pozwalać na to tej drugiej osobie. Wspierać. Starać się być dla kogoś najlepszym, co go w życiu może spotkać. Troszczyć się. Być jednocześnie przyjacielem. Czuć swego rodzaju duchową więź, która pozwala rozumieć się bez słów. Albo i ze słowami, jak kto woli. Chcieć dzielić się sobą i swoimi przeżyciami. Być zdolnym do koniecznych poświęceń – ale nie pod presją, a z własnej woli. Być wiernym…
.
A i tak pewnie Mickiewicz miał rację.
„Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę;
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;
Jednakże, gdy cię długo nie oglądam,
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam,
I tęskniąc sobie zadaję pytanie:
Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?”
.
Ciekawe refleksje. Ja kiedyś wiedziałem czym jest miłość , teraz , teraz już nie wiem.
Pytanie, czy ja tak naprawdę wiem… To tylko próba zdefiniowania czegoś, co z natury jest niemożliwe do uchwycenia w jakiekolwiek ramy.
Myślę, że gdzieś na dnie pozostała Ci ta wiedza. Teraz potrzeba odpowiedniej osoby, żebyś mógł na nowo to odkryć :)