Krystyna bardzo długo czekała na tę wizytę. Była ciekawa, jak wygląda wybranka jej ulubionego siostrzeńca Marka. I oto nadszedł ten dzień. Razem z córką Hanną wysprzątały mieszkanie, odpowiednio się ubrały i w oczekiwaniu na spóźniających się gości snuły przypuszczenia dotyczące ślubu, ponieważ prawdopodobnym było, że Hanna zostanie świadkiem.
Dzwonek do drzwi wyrwał je z zadumy. Hanna poszła otworzyć. Za progiem stał jej kuzyn, jak zawsze, przystojny i dobrze ubrany. Z którym kiedyś spędzali całe wakacje na zabawie, a dziś często do siebie dzwonili wymieniając poglądy na różne sprawy. Obok niego… tak, to pewnie ona. Wysoka, szczupła, ubrana w czarne jeansy i kurtkę z dresu, spod której widać było kiczowatą szarą bluzkę z cekinami. Na nogach miała czółenka na niewysokim obcasie, ale ledwo w nich trzymała pion. Figura ładna, ale z twarzy paskudna – pomyślała Hanna uprzejmie się uśmiechając i zapraszając parę do środka – może chociaż jest mądra.
Ona weszła pierwsza i nie zwracając uwagi na Hannę, zaczęła się kierować do dużego pokoju. Zupełnie, jakby była u siebie, a przecież przyjechała po raz pierwszy do obcych ludzi. Hanna zdążyła jeszcze tylko się przedstawić i podać narzeczonej kuzyna rękę. Ta niechętnie odwzajemniła się, wypowiadając niedbale swoje imię – Beata – i podając dłoń do uścisku jak zdechłą rybę. Bez sekundy spojrzenia. Marek natomiast bardzo serdecznie przywitał się z obiema – Krystyną i Hanną. Wszak nie widzieli się od kilku miesięcy, z powodu jego wyjazdu do pracy w Szwecji i bardzo za sobą tęsknili.
Beata niechętnie przywitała się z Krystyną, po czym od razu zajęła miejsce na kanapie, założyła nogę na nogę i odgrodziła się od świata siedząc z założonymi rękami. Obok niej usiadł Marek, wręczając uprzednio Hannie i jej matce zaproszenia na swój ślub. Ich ślub.
– Ładne zaproszenie – rzuciła Krystyna, by rozluźnić atmosferę. To niewiele pomogło, ale Marek podjął temat.
– Beatka wybierała. Ślub odbędzie się w jej parafii, a wesele w restauracji w sąsiednim mieście. Haniu, będziesz moim świadkiem?
– Wow! Bardzo chętnie! – ucieszyła się Hanna – Tylko musisz wiedzieć o kilku sprawach: po pierwsze, nie mogę przyjechać wcześniej, by pomóc ci w przygotowaniach. Pamiętasz? Mówiłam ci ostatnio, dlaczego. A po drugie, nie będę mogła zostać na całej imprezie, bo w niedzielę mam samolot powrotny. Przykro mi, ale inaczej nie dam rady – wytłumaczyła.
– To się musisz zastanowić – wtrąciła Beata obrażonym tonem.
– Ja inaczej nie dam rady, niestety – Hanna próbowała zachować kulturę i resztki spokoju, ale wyniosłość Beaty działała jej na nerwy – to jest wasz wielki dzień i od was zależy, czy chcecie, aby to tak właśnie wyglądało. Ja naprawdę nie mogę być wcześniej, mam obowiązki, których nie mogę przełożyć.
– To się musisz zastanowić! – powtórzyła Beata, jakby nie zrozumiała odpowiedzi.
– Nie, to wy się musicie zastanowić, czy chcecie, żebym była świadkiem w takich okolicznościach, bo nie chcę wam zepsuć tego wspaniałego wydarzenia.
– Mamy chyba jeszcze kogoś w zapasie, to damy ci znać, czy ta osoba będzie mogła być świadkiem – wtrącił Marek.
Hanna stwierdziła w myślach, że może lepiej by tak było, bo ona nie zna zwyczajów panujących w jego regionie, przyjedzie w pośpiechu i faktycznie nie będzie miała możliwości pomóc w przygotowaniach. Po czym głośno zapytała:
– A gdybyście się jednak na mnie zdecydowali, to jakie obowiązki ma świadkowa w waszych stronach?
– No… właściwie… to dużych obowiązków nie ma… – odpowiedziała Beata – powiem ci później jak masz mi ubrać samochód…
(tak, na pewno w tej drogiej sukience będę ci stroić samochód – pomyślała Hanna)
…ale musisz mieć długą suknię, bo świadkowa ma się wyróżniać wśród gości!
Hanna próbowała być uprzejma, ale mnóstwo myśli miała w głowie: no jeszcze czego… będę wyglądać jak w worku po ziemniakach. Gdzie ja taką suknię później założę? Do tego w środku lata temperatury są zwykle wysokie – mam się upiec w tym czymś? Bez sensu… I głośno dodała:
– Ja nie lubię długich sukienek. Źle się w nich czuję. Poza tym mam już w szafie odpowiednią kreację na tę okazję i nie zamierzam kupować nowej, bo wydatków mam ostatnio naprawdę wiele. – obserwując rosnące niezadowolenie Beaty, postanowiła odwrócić uwagę od ubioru ponowieniem pytania o obowiązki świadkowej.
– Właściwie to ma pomagać pannie młodej, poprawiać jej strój itp. – być przy niej cały czas.
(jasne, ja mam być świadkiem Marka… zresztą komuś innemu chętnie pomogę, ale twoją służącą nie będę – Hannę ogarniała coraz większa frustracja)
– Mhm… tylko zwróć uwagę, że będę z osobą towarzyszącą, która znajdzie się wśród całkowicie obcych ludzi. Nie mogę mojego partnera zostawić gdzieś przy stole i sobie pójść, bo to nie będzie w porządku z mojej strony.
– Aha. No tak.
Dalsza rozmowa toczyła się głównie pomiędzy Hanną a Beatą. Miała na celu lepsze poznanie się – miały zostać wkrótce „rodziną”. W międzyczasie Krystyna musiała wyjść i chciała się pożegnać, co Beata całkowicie zignorowała. Marek uściskał ulubioną ciotkę jakby za ich dwoje, ale niesmak pozostał…
Beata, jak się okazało, nie studiuje i nie zamierza nawet pracować, nie ma prawa jazdy, nie zna języków, wstaje późno i całymi dniami siedzi na portalach społecznościowych, szukając plotek na temat znajomych. Zamierza inwestować w siebie całą (niemałą) pensję przyszłego męża, a jeśli ten skosztuje choć kropelkę piwa czy wina – grozi mu rozwodem i odmową tego czy owego. W ciągu całej rozmowy wielokrotnie padły słowa „rozwód”, „alimenty”, „pieniądze”. Hanna z niesmakiem słuchała o pseudo-podbojach miłosnych Beaty z ostatnich kilku lat i o tym, jakie jej brat „wyrywa” brzydkie (!) dziewczyny a ona się z niego śmieje.
(uważasz, że jesteś piękna? To dlaczego masz trzydziestkę na karku i do tej pory nikt się tobą nie zainteresował?)
Planowanemu w przyszłości dziecku nie odmówi niczego, jest już dumna z wybranego imienia (co z tego, że tym „nowobogackim” imieniem zniszczy dziecku psychikę). Przecież jej rodzice niczego nie odmawiali (i wyrósł pasożyt). A o imieniu dziecka zamierza „ewentualnie” poinformować telefonicznie Marka, bo za nim do Szwecji absolutnie nie wyjedzie (no tak, tu nikt cię nie będzie kontrolował…). W sumie najlepiej, żeby rodzice Marka zostawili im swój dom, który wiele lat z trudem budowali. A jak nie, to wystarczy jej 4-pokojowe mieszkanie…
(Nie jest ładna, inteligencji brak, kultury także… to co on w niej widzi do cholery?!)
Gdy Marek i Beata opuszczali późnym wieczorem mieszkanie Hanny, dziewczyna pomyślała smutno: chłopie, co ty wyprawiasz? gdzie ty masz oczy? i pomachała im na pożegnanie.
To był dopiero bardzo spokojny początek problemów całej rodziny z Beatką…
.
Przykre, ale za to jak bardzo prawdziwe. Ile to już razy zastanawiałam się „co on/ ona w niej/nim widzi?”. Miłość potrafi zaślepić, sprawić, że widzimy tylko zalety partnera a dostrzegane wady próbujemy sobie wytłumaczyć na wszelkie możliwe sposoby (wszak nikt nie jest doskonały). I w tym właśnie momencie potrzebna jest rodzina, przyjaciele. Osoby, którym ufamy. Osoby, które w delikatny i przemyślany sposób sprawią, że zastanowimy się przez chwilę, czy dobrze robimy. Osoby, które nie narzucając nam swojego zdanie (bo przecież, mimo wszystko – to nasze życie) spowodują, że chociaż na moment zatrzymamy się i postaramy się obiektywnie ocenić obiekt naszych westchnień. A jeżeli podejmiemy złą decyzję – cóż… będziemy wtedy mogli winić tylko i wyłącznie siebie.
Gorzej, jeżeli argumenty rodziny w ogóle nie docierają. To przykre, bo najbliżsi zwykle chcą dla nas jak najlepiej. Wiadomo, że z boku widzi się sytuację trochę inaczej. Pozostaje wierzyć, że małżeństwo będzie udane mimo wszystko…
szkoda, że sprawa rozwodu czy alimentów w ogóle ma miejsce w rozmowie jeszcze przed ślubem. Miedny Marek
No właśnie. A jeszcze gorzej, gdy do rozwodu i alimentów dochodzi jeszcze żywe zainteresowanie sprawami spadkowymi… Wtedy już kompletnie nie wiadomo co o tym wszystkim myśleć.