Tym mianem określa się europejskie miasto wybrane przez Unię Europejską, które w ciągu jednego roku ma szansę zaprezentować swoje życie kulturalne, jak i całego regionu i państwa. Na rok 2016 zostały wytypowane dwa kraje – Polska i Hiszpania, których miasta rozpoczęły wyścig po tytuł i szansę na większy rozwój.
W Polsce kandydują: Białystok, Bydgoszcz, Gdańsk, Katowice, Lublin, Łódź, Poznań, Szczecin, Toruń, Warszawa i Wrocław.
Nie wiem dokładnie, jak inne miasta się za to zabierają, ale w Lublinie od dawna trwają intensywne przygotowania. To widać na każdym kroku, co chwilę jest coś nowego, coś ciekawego się dzieje: imprezy, festiwale, przedstawienia, koncerty, goście – wszystko, co wiąże się z kulturą. Naprawdę się dzieje. A na słynnej uliczce w centrum powstały świetne obrazki trójwymiarowe malowane sprayem. Jest to o tyle ciekawe, że wystarczy stanąć w odpowiednim miejscu i postąpić zgodnie z instrukcją, by zrobić zdjęcie z trójwymiarowym efektem. Oryginalne, nie spotkałam się z tym jeszcze.
Natomiast co do mojego rodzinnego miasta (które mimo wszystko bardzo lubię)… Katowice postanowiły być (uwaga!) miastem ogrodów. Nie, to nie żart. Choć wszyscy dziwnie patrzą jak o tym mówię. I – co najlepsze w tym wszystkim – powstanie ogrodu jest planowane dopiero po wyborze na ESK 2016… A o wszystkim dowiedziałam się z małej naklejki na autobusie całkiem niedawno, gdy przyszło mi wyjątkowo wracać miejskim do domu po długiej podróży. Przyznam, że logo mi się spodobało. Postanowiłam więc wyszukać nieco więcej informacji na ten temat.
I jak podają media, „Miasto ogrodów” nawiązuje do historii katowickiego Giszowca, który zaprojektowano w oparciu o XIX-wieczną wizję miasta-ogrodu E. Howarda.
Powyższe nie jest dla mnie żadnym argumentem w sprawie wyboru nazwy. Ciekawe, ilu Katowiczan potrafi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego akurat „miasto ogrodów”.
Ja rozumiem miasto parków, jezior, rezerwatów, lasów, zieleni czy podobnych. Bo naprawdę w tym temacie jest całkiem dużo do opowiedzenia. Ale ogrodów? Hasło jest zaskakujące. Ale może się mylę… może Katowice mają jakąkolwiek szansę – szczególnie, gdy przyjezdni obejrzą „rynek”, to, co zostało z dworca, na własnej skórze poczują chaos po przeniesieniu przystanków z powodu remontów, brak informacji o wielu rzeczach. Fakt, dworzec i okolice mają być już prawie gotowe w 2012 roku, całkowicie odmienione, w zdecydowanie innym niż dotychczas stylu. Ale póki co, wygląda to marnie. I nagłośnienie faktu kandydowania również.
Śląsk ma naprawdę wiele do zaoferowania przyjezdnym. Wiele pięknych miejsc. W szkołach uczą tylko o kopalniach, przemyśle, brudzie i smrodzie. To już nie te czasy! Ale głupie schematy są nadal powielane. Mówi się, że tu jest szaro i nie ma nic ciekawego. Gdy wyjechałam na studia, ludzie nie mogli się nadziwić, że mamy tu lasy (nawet duży rezerwat w Katowicach), pałace, parki, zabytki… O tym nie wspominają podręczniki. To trzeba zobaczyć, poczuć, przeżyć. Trzeba umieć znaleźć te miejsca i po swojemu je odkrywać. Przyrody u nas nie brakuje, ciekawych miejsc również. Nie można patrzeć tylko przez pryzmat „inności” tego regionu i za to go krytykować, bo myślę, że jest to cecha wyróżniająca w sensie pozytywnym. A krytykować nieznane jest najłatwiej. Mimo, że centrum Katowic wygląda jak wygląda (choć powinno być wizytówką), warto poznać więcej. Choćby po to, żeby przyszłym pokoleniom głupot nie opowiadać.
A kto wygra bój o ESK?
Nie mogę się doczekać wyników!