Wieża widokowa w Krynicy-Zdroju

To czwarte takie miejsce, w którym przyszło mi oglądać góry z drewnianej wieży widokowej. Po raz pierwszy zimą.

Wrażenia z pierwszych trzech wież/ścieżek znajdziecie tu:

1. Słowacja – Bachledka

2. Czechy – Jańskie Łaźnie

3. Czechy – Dolni Morava + zestawienie wszystkich trzech atrakcji

 

W tym roku tradycyjny styczniowy urlop zbiegł się z koniecznością załatwienia pewnej sprawy na południu – przy tej okazji postanowiłam nie tylko zrobić sobie kilka dni wolnego, ale też zahaczyć po drodze o Wieżę widokową w Krynicy-Zdroju. Bo ta górska Krynica zawsze mi była nie po drodze, więc teraz tym bardziej szkoda przegapić taką okazję.

Wieża widokowa Krynica-Zdrój powstała przy kompleksie narciarskim Słotwiny Arena, na szczycie stacji narciarskiej, jako pierwszy tego typu obiekt w Polsce. Łatwo tam trafić za charakterystycznymi zielonymi tablicami z napisem „wieża widokowa”.

Ceny, powiedzmy sobie szczerze, nie należą do najniższych, ale też w stosunku do innych tego typu atrakcji można powiedzieć, że trzymają podobny poziom. Porównałam tegoroczny cennik wszystkich czterech ścieżek. Orientacyjnie – więc biorę pod uwagę tylko bilety dla dorosłych.

Pierwsza cena dotyczy samego wstępu na ścieżkę lub wieżę widokową, a druga to wstęp plus wyjazd wyciągiem w obie strony.

  1. Słowacja – Bachledka: 10 euro/20 euro, czyli na chwilę obecną (marzec 2020) 45 i 90 zł;
  2. Czechy – Jańskie Łaźnie: 250 CZK / – (nie trzeba wjeżdżać, bo parking jest przy samym wejściu), czyli ok. 41 zł za wstęp;
  3. Czechy – Dolni Morava: 240 CZK/490 CZK, czyli 39 zł/80 zł;
  4. POLSKA – KRYNICA-ZDRÓJ: 49 zł/69 zł.

 

Sama wieża ma 49,5 metra wysokości i wykonana jest z drzewa akacjowego. Cała ścieżka ma 1030 metrów długości. Zjeżdżalnia wewnątrz wieży ma długość 60 metrów. Obiekt powstawał długo, bo od 2017 roku, podczas gry zagraniczne ścieżki były gotowe zaledwie w kilka miesięcy.

Czy warto było tyle czekać na otwarcie? Hmm… pomimo, że wieża, w porównaniu do jej słowackiego lub czeskich odpowiedników, nie zaskakuje kompletnie niczym, to jednak jako pierwsze takie miejsce w Polsce warte jest zobaczenia. Wokół rozciągają się bardzo ładne widoki i zakładając, że nie ma tam przepychających się tłumów, taki spacer jest bardzo dobrym pomysłem dla kogoś, kto akurat znajdzie się w okolicy.

Parę praktycznych wskazówek:

  • na dole przy wyciągu są płatne parkingi, ale w sezonie narciarskim może być ciężko znaleźć miejsce (ja szłam na piechotę z centrum i jak się ktoś czuje na siłach, to jest to bardzo fajna opcja);
  • bilety kupujemy w kasie przy wyciągu, który jest cały oznaczony na zielono („Słotwiny Arena”);
  • na samą wieżę nie można wejść z psem, ale obok są dostępne kojce;

.

*****************

Gdy po niecałych 4 godzinach niezwykle spokojnej i kulturalnej jazdy po mojej ulubionej trasie A4 z dwiema przerwami dotarłam do Krynicy, zostawiłam samochód na parkingu pod czujnym okiem ochrony:

Upewniwszy się, że szary pyszczek mojego bolidu nie leży w kręgu zainteresowań jakiegoś stada baranów (czy tam jeleni), ruszyłam z mapami Google przed siebie. Oczywiście tak jak sam pobyt był dość spontaniczny, tak i wejście na wieżę w dniu przyjazdu również było swego rodzaju szaleństwem. Tym bardziej, że jak już znalazłam się przy właściwej kasie biletowej pod wyciągiem, pani w okienku powiedziała, że za 10 minut zamykają ścieżkę. Ale dodała też, że jak się pospieszę i od razu wsiądę na wyciąg, to jeszcze zdążę wejść. No to ignorując kolejkę narciarzy (przepraszam, tak wyszło) wsiadłam z bocznego wejścia… Tu się przecież o „być albo nie być” rozchodzi. Stan wyższej konieczności.

5 minut jazdy wyciągiem do góry, bieg do wejścia i uff… oto jestem! Znów się udało ;)

Zaczęłam dynamicznie wspinać się na górę, podziwiając roztaczające się wokół widoki.

Pogoda dopisała. Nie było w ogóle wiatru, nawet na samej górze.

Za to mogłam się trochę ogrzać w ciepłych promieniach zachodzącego słońca.

W dole widać było wyciąg, który mnie przywiózł pod samą wieżę. Musiałam pamiętać o tym, by zdążyć przed zakończeniem jego pracy. Miałam jeszcze jakieś 40 minut.

W trakcie spaceru co pewien czas trafiałam na materiały dydaktyczne. Poniżej na przykład w takiej formie zostały zaprezentowane informacje na temat historii Łemków. To grupa etniczna górali karpackich.

Słońce powoli zachodziło za górami zostawiając jeszcze gdzieniegdzie złote refleksy…

…a unoszące się wokół mgły tworzyły dość tajemniczy klimat.

Przyspieszyłam kroku, by zdążyć na zjazd wyciągiem.

Niefortunnie się złożyło, że na tę okazję założyłam górskie buty, które mimo że na błocie dają sobie idealnie radę, to nie przewidziałam, że na wyślizganym przez narciarzy śniegu będą przyczyną rozbawienia wszystkich wokół. Szczególnie, gdy raz po raz prezentowałam coś na kształt niezamierzonych pajacyków (tych ćwiczeń takich), próbując utrzymać się w pionie.

A najbardziej to się pośmialiśmy wszyscy jak prawie się rozjechałam przed posadzeniem swojego odwłoku na kanapie wyciągu. Ale podobno to ważne, żeby sprawiać ludziom radość.

No i szczęśliwie pojechałam, nawet nic się po drodze nie zepsuło. Liczyłam po cichu, że żadne niespodziewane rzeczy się już nie wydarzą i telefonu z rąk nie wypuszczę. Bo oczywiście, jak widać, zdecydowana większość fotek robiona była kalkulatorem ;)

Kiedy tak sobie siedziałam, rozglądając się na boki pomyślałam, że w sumie fajnie by było tam na narty kiedyś przyjechać. Nie spodziewałam się, że stoki będą tak świetnie przygotowane pomimo trudnych warunków pogodowych, jakie nam zafundowała natura w tym roku.

Aż się chce narty zakładać! Tym bardziej, że w tym sezonie w ogóle nie jeździłam. Ale przede mną było jeszcze ponad półtora kilometra na piechotę do miejsca, w którym wynalazłam sobie nocleg i zostawiłam auto. No nie będę już wspominać, że ten nocleg był – jak by to powiedzieć – specyficznie uciążliwy. Za co mnie później przepraszano aż do mojego wyjazdu. Ale śniadania mieli dobre, chociaż tyle ;)

W następne dni pięknie padał śnieg! Nie nadążałam z odśnieżaniem auta. Żal było wyjeżdżać. Ale nie miałam pojęcia, że kilka tygodni później los znów poniesie mnie w tamte strony…