Żaden dzień się nie powtórzy

Jest takie miejsce, gdzie ludzie często przewartościowują swoje życie…

I nie, nie chodzi mi o świątynię. Choć tam zapewne też w wielu umysłach rodzi się przemiana. Tym miejscem jest gabinet lekarski, a bodźcem diagnoza. To dobrze, gdy chorobę da się wyleczyć. A co, jeśli nie?

Gdy sobie człowiek tak faktycznie uświadomi, że życie kończy się śmiercią, która notabene zawsze przychodzi za szybko, to zaczyna inaczej patrzeć na świat. Owszem, jedni zamykają się w sobie i chcą od razu umrzeć. Inni natomiast godzą się z tym, że to rzecz nieuchronna i przecież prędzej czy później każdy będzie musiał się z tym tematem zmierzyć. Niektórzy znajdują oparcie w Bogu, inni wkraczają w bunt i negują jego obecność. Bo ludzie są różni i mają do tego prawo. Ale mimo wszystko każdy gdzieś w środku ma nadzieję na wyzdrowienie i uniknięcie nieuniknionego. Oszukanie losu choć na chwilkę. Miesiąc, rok, całe lata. To prawda, że „ogromnie boli myśl o chwili, w której nie będzie już następnych dni” /J. Gaarder/

Mając „wyrok” nad sobą, zaczyna się doceniać każdą najmniejszą chwilę spędzoną z drugim człowiekiem. Każde pięć minut rozmowy. Każdy jeden gest, który przyniesie uśmiech. To, że można popatrzeć, jak ktoś bliski zasypia, przytulić. Że można komuś obiad ugotować i herbatę z nim wypić. Że ktoś jest tylko dla Ciebie i nie odbiera w tym czasie telefonów. To, że się stara, choć to trudne. Że powstrzyma się od złośliwości, zapanuje nad swoją niecierpliwością. Że znajdzie czas nawet, gdy go nie ma. Choć wcale o to nie prosisz. I samemu też chce się wtedy dać więcej od siebie.

James Thumber wyraził to w piękny i prosty sposób: „Żyj tak, jakby każdy twój dzień miał być tym ostatnim – w końcu okaże się, że miałeś rację”.

Zaczyna się inaczej organizować swoje życie, odrzucać rzeczy mniej ważne. Załatwiać sprawy, by nie zostawić po sobie bałaganu. Do człowieka dociera, że ta gonitwa za wszystkim nie ma sensu, bo nawet jeśli chcieliśmy mieć dużo wszystkiego, spełniać oczekiwania innych, walczyć o wszystko za wszelką cenę, to jakie to ma teraz znaczenie? Kiedy nadchodzi chwila, w której wszyscy są sobie równi i niczego ze sobą nie zabiorą, docenia się to, co niematerialne.

Tak naprawdę to bliscy mają zawsze największy problem z utratą kogoś. Bo to oni zostają na tym świecie i muszą ułożyć sobie świat na nowo bez tej osoby. Najpierw nie mogą uwierzyć, potem mają żal i jakieś być może pretensje, że zostali sami. Wzmaga się rozpacz, stan beznadziei czy użalania się nad sobą. To kończy się zazwyczaj akceptacją sytuacji i powrotem do życia codziennego, ale żałobę tak czy inaczej trzeba przeżyć. I każdy robi to na swój sposób.

„Zamknij oczy. Ale nie umieraj, masz prawo do płaczu. A potem wstań i walcz o następny dzień” (A. Kamieńska). Choć to czasem cholernie trudne.

Jedna ze znajomych opowiadała kiedyś, że gdy jej ojciec zmarł w Wigilię, z początku nie potrafiła zrozumieć, jak on mógł jej coś takiego zrobić właśnie w Święta. I że to pewnie na złość, bo przez niego już każde kolejne Boże Narodzenie będzie zatrute smutną atmosferą. Minęło sporo czasu, zanim potrafiła sobie to poukładać i uświadomić rzecz z pozoru oczywistą – takiej chwili się nie wybiera. A i można spojrzeć jeszcze z innej strony – pożegnało się kogoś w spokojnej rodzinnej atmosferze… co jeśli ktoś odchodząc właśnie tego potrzebował? Nie bądźmy egoistami.

.

Umrę ci kiedyś.

Oczy mi zamkniesz.

I wtedy – swoje

Smutne, zdziwione,

Bardzo otworzysz.

/Julian Tuwim/

.

Być może znacznie łatwiej byłoby nam to wszystko przyjąć, gdyby nie fakt, że jest to nadal mimo wszystko temat tabu. Coś, o czym nie chcemy myśleć, o czym trudno się mówi. Leopold Staff pisał, że „śmierci tak potrzeba uczyć się jak życia”. Niewłaściwe przeżycie przez dziecko śmierci rodzica może rodzić konsekwencje w późniejszym wieku, dlatego warto o tym w rodzinie mądrze rozmawiać, czyli oswajać to, co przecież spotka każdego. Jak stwierdził Seneka, „boimy się nie śmierci, ale wyobrażenia, jakie o niej mamy”.

Śmierć jest rzeczą ludzką. Trzeba ją przyjąć z godnością i spokojem, choć to jest bardzo trudne… Nie kłócić się z nią, nie szarpać. Bo nie mamy na nią wpływu. A zamiast sobie później wyrzucać, że mogliśmy zrobić dla kogoś więcej i być dla niego, podczas gdy priorytety nam się poprzestawiały, dobrze zacząć już tu i teraz. Dlatego mówcie bliskim, jak bardzo Wam na nich zależy. Pokażcie im to! Bo któregoś dnia, gdy się obudzicie, może być już za późno… Oby nie było.

.

Na koniec jeszcze jedno:

„Należy tak zorganizować życie, żeby każda chwila była ważna” /I. Turgieniew/

i nie pozwólmy, by nasze życie było wybrukowane straconymi okazjami. Bo tak sobie myślę, że czasami „lepiej coś zrobić i żałować, niż żałować, że się nie spróbowało”. A w sumie to po co żałować swojej odwagi – czasu nie cofniemy a kto wie, czy jakaś z pozoru niewłaściwa decyzja nie zaprowadzi nas kiedyś w konsekwencji we właściwe miejsce. Tego często nie da się przewidzieć, co ma dla nas los. Trzeba mu czasem po prostu zaufać.

I z taką refleksją dziś Was zostawiam.

.

/zdj. Pixabay/

2 thoughts on “Żaden dzień się nie powtórzy

Komentarze są wyłączone.